sobota, 13 września 2014

VIII

Ciemne, jesienne chmury zaczęły zbierać się nad Doliną Godryka. Liście ponuro powiewały na gałęziach starych drzew, smaganych chłodnym wrześniowym wiatrem. Nastrój za oknem w tej części Anglii zdawał się dopasowywać do atmosfery i powagi sytuacji panującej w Świecie Czarodziejów.
            Dorea Potter niespokojnie krzątała się po kuchni oczekując przybycia gości. Wszystko na spotkanie było przygotowane.. plany, jedzenie, raporty… . Wyjrzała czujnie przez kuchenne okno, jednak nie zauważyła za nim nic niepokojącego. Jej mąż – Charlus Potter miał się pojawić lada moment z innymi chętnymi do walki z Voldemortem.
            Nagle ciszę domu Potterów przerwał syk wydobywający się z kominka i z zielonych płomieni raźnym krokiem wyszedł rozczochrany mężczyzna w czarnych, drucianych okularach.
- Witaj kochanie – przytulił czule swoją żonę – Tęskniłem skarbie – wtulił twarz w jej rozpuszczone rude włosy wdychając zachłannie ich zapach.
- Umieram ze strachu za każdym razem jak dłużej nie wracasz do domu – westchnęła cicho wtulając się w męża.
- Za chwilę przyjdą wszyscy – mruknął wypuszczając niechętnie żonę z ramion. Spojrzał w jej błękitne, zmartwione oczy – wszystko gotowe? – delikatnie pogładził ją po policzku.
- Gotowe – pocałowała go w nos.
            I po raz kolejny względną ciszę w domu Potterów zaczęły przerywać huki i trzaski.
            Jedni materializowali się przy pomocy świstoklików, inni podobnie jak pan Potter wychodzili z zielonych płomieni kominka, jeszcze inni po prostu się aportowali.
            I tak w dużym salonie państwa Potter znaleźli się Alastor Moody – auror, fanatyk pogoni za śmierciożercami, Augusta Longbottom – matka Franka Longbottoma z siódmego roku w Hogwarcie, Aberforth Dumbledore – brat Albusa, Artur i Molly Wesley, Andromeda Black – wydziedziczona kuzynka Syriusza, Minerwa McGonagall – nauczycielka Transmutacji, Dorcras i Ted Meadowes, Marlena i Mike McKinnon, Ignotus i Julie Potter – dziadkowie Jamesa, oraz Albus Dumbledore.
            Ten ostatni machnął różdżką tymczasowo wyciszając ściany domu, jednocześnie czyniąc go nienanoszalnym dla wszystkich którzy nie byli w tej chwili obecni w domu Potterów.
            Stanął na środku salonu patrząc na nich przenikliwym spojrzeniem swoich błękitnych oczu
- Witam was na pierwszym spotkaniu Zakonu Feniksa.

***

- Chciałam zauważyć, że to nie przyzwoite tak się obijać – mruknęła Lily delikatnie wyplątując się z ramion chłopaka – wyspałam się, a tu już środek popołudnia – przeciągnęła się rozkosznie.
- Nie miałem serca Cię budzić – uśmiechnął się Potter – poza tym ja też spałem – spojrzał na nią zaspanymi, zamglonymi oczami.
            Uśmiechnęła się szeroko do niego.
            Z poczochranymi włosami i zamglonymi oczami wyglądał jak mały, zbudzony ze snu chłopiec.
            Był przesłodki i przeuroczy!
            Do zjedzenia!
            Przekręcił się na plecy i wyciągnął wygodnie na kocu.
- Idziemy na kolację? – zapytała pochylając twarz nad jego twarzą.
            Jej włosy przyjemnie łaskotały go w szyję.
- Po tak przyjemnym dniu umieram z głodu – przyznał się patrząc jej głęboko w oczy jednocześnie przemycając w tym zdaniu wszystkie naładowane hormonami myśli kłębiące się w jego głowie.
            Zagryzła dolną wargę.
- Ja też jestem głodna.
            Chłopak przełknął głośno ślinę.
            Na widok białych, równych zębów dziewczyny wbijających się delikatnie w jej malinową wargę zrobiło mu się gorąco, a elektryczność przeskakująca pomiędzy nimi znajdowała swoje ujście w jego ciele w sposób, który niekoniecznie chciałby ujawniać.
- Idziemy na kolację? – zapytała lekko rumieniąc się, jednocześnie próbując uspokoić swoje skołatane serce, które wprost wyrywało się do leżącego obok niej chłopaka.
- Idziemy – zadecydował i złożył mokry pocałunek na jej upstrzonym piegami nosie.
            Niezdarnie wstając z koca próbowała zignorować gorąco rozchodzące się od nosa do klatki piersiowej, w której niczym zamknięty w klatce ptaszek trzepotało serce dziewczyny.

***

- Dementorzy wymykają się spod kontroli Ministerstwa Dumbledore – powiedział Charlus Potter masując sobie jedną dłonią obie skronie – to dość niebezpieczne, ze strażnicy magicznego więzienia wałęsają się po mugolskich dzielnicach.
- Nie do końca mugolskich – mruknął Dumbledore – tam mieszka rodzina jednej z naszych uczennic.
- Której? – zainteresowała się McGonagall.
- Lily Evans – odpowiedział mag.
- Zaraz.. – Dorea zmarszczyła czoło – czego Voldemort chce od rodziny dziewczyny, w której kocha się mój syn?
- Tego nie wiemy – odpowiedział smętnie Alastor – wysłałem swoich aurorów do patrolowania okolic ich domu – upił potężny łyk herbaty – Evansowie są bezpieczni.
- Pytanie czy wszyscy są godni zaufania Alastorze – wtrąciła Julie Potter – historia zna przypadki fenomenalnych zdrad, a to znaczy, że i wśród aurorów mogą być zdrajcy – dodała patrząc w notatki Szalonookiego dotyczące morderstwa Nostariusa i jego wnuczki.
- Wziąłem to pod uwagę – warknął Moody – Kingsley patroluje Little Hanglenton bezpośrednio w okolicy domu Evansów – a on jest godny zaufania, możesz mi wierzyć na słowo.
- Sprawa Nostariusa? – zaczął z zainteresowaniem Ignotus Potter – południowa Albania… co jest w południowej Albanii?
- Zupełne odludzie – odpowiedział Dumbledore patrząc po wszystkich przybyłych.
- A czego szukał tam Voldemort? – zapytała Augusta Longbottom.
- Tego musimy się dowiedzieć – powiedział Albus – potrzebuję ostatnio aktualizowane wydanie „Czarniejszej strony Czarnej Magii´ - tam jest coś czego Nostarius nie zawarł, a Voldemort to z niego wyciągnął i potem go zabił… .

***

- Panie – Malfoy dygnął nerwowo przed Voldemortem – Musimy być bardziej ostrożni – Ministerstwo dopatrzyło się deficytów wśród strażników Azkabanu…
- To dlaczego do tego dopuściliście? – warknął Voldemrot stając twarzą w twarz z Malfoyem – Dementorzy mieli być DYSKRETNIE wysłani do patrolowania okolic domu tej małej szlamy Evans! – warknął – czy w słowie DYSKRETNIE jest coś czego nie rozumiesz Malfoy?! – zagrzmiał rozeźlony Czarny Pan – Cruccio! – szepnął złowrogo i uśmiechnął się jak szaleniec patrząc jak strumień czerwonego światła uderza w ciało stojącego przed nim śmierciożercy.
- Aaa! – wrzasnął Cygnus i upadł przed Czarnym Panem na kolana wijąc się z bólu.
- Przez was kretyni Minister Magii dowie się za które sznurki pociągam – syknął patrząc jak jego sługa wykrzywiany grymasami bólu leży pod jego nogami – napraw ten błąd! Dementorzy mają na jakiś czas zniknąć z Little Hanglenton – czar przestał torturować Malfoya – nawet mugole nie są takimi kretynami żeby nie rozumieć, że coś dziwnego dzieje się wokół nich – Voldemort poprawił szatę stanął i plecami do mężczyzny, który na trzęsących się nogach próbował złapać pion.
- D-d-dziękuję Panie… - zaczął Malfoy
- Precz.. – warknął Voldemort a z jego gardła wydobyło się przeraźliwe syknięcie, na które Nagini poruszyła się nie spokojnie.

***

            Obudził ją stukot kropel deszczu walących uparcie w parapet za oknem.
            Poruszyła się niespokojnie uchyliła jedną powiekę i westchnęła zrezygnowana – niedziela zapowiadała się paskudnie.
            Lało.
            Przeciągnęła się leniwie i stwierdziła, że jest jej przyjemnie ciepło, a Zamek, który w taką pogodę nad wyraz szybko przyjmował chłód zza okna nie zachęcał do spacerów.
            Zamknęła oczy próbując przywołać jeszcze raz sen do siebie.
            Stało by się coś jakby cały czas do obiadu spędziła leżąc w łóżku? Kotary są zasłonięte.. nikt jej nie będzie przeszkadzał.
-… z tą głupią Evans – zza zasłoniętej kotary usłyszała wzburzony szept jednej ze swoich współlokatorek – jestem pewna, że jak spóźnił się na Transmutację to siedział z nią tutaj! – warczała Lisa.
- Przeszkadza Ci to? – zapytała ziewając Alicja McMillan – daj sobie spokój! Od dwóch lat wiadomo, że Potter jest beznadziejnie w niej zakochany – nie możesz po prostu się z tym pogodzić i dać im spokój? – przeciągnęła się szatynka.
- Ale jak ja mogę dać spokój, jak obiecałam sobie przed wakacjami, że będzie mój? – fuknęła na Alicję – Evans miała tyle zbędnego czasu, a teraz jak ja chciałam się z nim umówić to okazuje się, że przychodzi tutaj do niej i robią Bóg wie co!
            Lily zarumieniła się.
            Wie o Jamesowych odwiedzinach?
- Niby co takiego robią? – zapytała znudzona biadoleniem przyjaciółki Alicja – przelewitował jej śniadanie, a to chyba nie jest nic zdrożnego.
- Alicja.. jaka Ty jesteś naiwna – załamała się Lisa – ubieraj się.. idziemy na śniadanie.

***

            Obudził się w nadzwyczajnie dobrym humorze!
            Kolejny wolny dzień bez lekcji!
            No i… trening Quidditcha!
            Lily obiecała, że pójdzie z nim na ten trening, jednak wyglądając za okno szczerze powątpiewał czy w ogóle będzie chciało jej się wstać z łóżka w taką pogodę.
            Uśmiechnął się do siebie.
            Jak dużo dowiedział się podczas tego krótkiego pobytu w szkole!
            Dowiedział się więcej niż w ciągu niespełna siedmiu lat znajomości!
            I co raz bardziej ją uwielbiał!
            Z każdym dniem kochał bardziej!

***

- Idziesz z Jamesem na trening? – zapytała Sandra Lily jak obie bez większego entuzjazmu człapały do Wielkiej Sali na śniadanie – pogoda jest obrzydliwa – powiedziała blondynka ziewając.
- Powiem mu, że nigdzie nie idę – powiedziała zaczesując palcami rozpuszczone włosy do tyłu – mam nadzieję, że się nie obrazi – westchnęła myśląc o porannej rozmowie swoich współlokatorek.
            Powiedzieć mu, czy czekać na rozwój sytuacji?
- Umieram z głodu – powiedziała Sandra moszcząc się na ławce obok swojego chłopaka, który dzisiaj wyglądał nad wyraz dobrze.
- Dzień dobry kochanie – uśmiechnął się blondyn nakładając sobie twarożek.
- Cześć – mruknęła Lily trochę niezdarnie gramoląc się pomiędzy Peterem i Jamesem, oparła Rogaczowi głowę na ramieniu i zamknęła oczy wdychając jego odurzający zapach.
- Cześć Mała – uśmiechnął się chłopak delikatnie obejmując ją za biodro – nie wyspałaś się?
- Nie – powiedziała sennym głosem wtulając nos w jego szyję – zjem śniadanie i idę gnić w dormitorium – wymruczała mu do ucha – wybaczysz mi jak nie pójdę z Tobą na trening? – zapytała patrząc mu w oczy.
            Kątem oka zauważyła przypatrującą się im nienawistnym spojrzeniem Lisę, która siedziała obok pochłoniętych sobą Alicji i Franka.
- Wybaczę – uśmiechnął się rozbrajająco – ale wieczorem będziemy gnić razem, co Ty na to? – zapytał niepewnym głosem chłopak.
- Chętnie – odpowiedziała Lily biorąc od Jamesa z talerza kanapkę z serem i szynką, którą sobie zrobił – lubię Twoje kanapki – powiedziała uśmiechając się do niego figlarnie i delikatnie odgryzła kawałek bułki.
            Lisa spurpurowiała na twarzy.

            James uśmiechnął się do Lily.