piątek, 24 maja 2013

II

- Lily jesteś tego pewna, że nie chcesz iść do Hogsmeade? – zapytała przyjaciółkę jak rano siedziały w Wielkiej Sali i jadły śniadanie
- Uwierz mi, że jakbym chciała to sama też bym tam trafiła – opowiedziała jej Lily nakładając sobie jajecznicy na talerz – idź i baw się dobrze, a po wszystkim żądam szczegółowej relacji! – uśmiechnęła się do Sandry.
- Nie spodziewałam że siódmy rok zacznę zakochana w Huncwocie – powiedziała Sandra podpierając brodę na dłoni i wzdychając z rozmarzeniem spojrzała w stronę stołu gdzie siedział Remus z chłopakami
- Prawdę mówiąc ja też się nie spodziewałam…
- …że zakochasz się w Huncwocie? – Sandra zadziornie dokończyła zdanie Rudej
- Doskonale wiesz, że nie jestem zakochana w żadnym z nich – mówi zirytowana Lily – i proszę nie próbuj mnie swatać z Potterem
- A dlaczego uważasz, że chciałabym Cię z nim zeswatać? – pyta niewinnie blondynka
- Bo znam Cię trochę lepiej niż sądzisz
- Lily, ja chcę tylko Twojego dobra – mówi obronnym tonem Sandra
- To tak nie zadziała – powiedziała stanowczo Lily – pewni ludzi się nigdy nie zmienią – stwierdziła zrezygnowana patrząc na rozczochranego, śmiejącego się w głos chłopaka.
                Nagle do wielkiej Sali wleciała chmara sów. Szum skrzydeł i pohukiwanie przykuły uwagę większości uczniów. Przed Lily zgrabnie wylądowała czarna, mała sówka. Lily włożyła jej trzy sykle w sakiewkę i odebrała Proroka Codziennego. Sówka zahukała z oburzeniem, na co Ruda uśmiechnęła się i włożyła jej w dzióbek kawałek chleba.
- Piszą coś ciekawego? – zainteresowała się Sandra w głowie analizując wypowiedź i zachowanie przyjaciółki
- Kolejne zaginięcia, tym razem w Szkocji – powiedziała lekko przestraszonym głosem Lily – piszą, że jedyną wspólną cechą tych zaginięć jest to, że znikają czarodzieje z mugolskich rodzin.
- Tobie to nie grozi Lily, tutaj jesteś bezpieczna – Snadra poklepała pocieszająco przyjaciółkę po ramieniu – ja idę bo Remus już na mnie czeka, a Ty się tak nie zamartwiaj kochana! – pocałowała dziewczynę w policzek i wybiegła z Wielkiej Sali.
                Lily dokończyła śniadanie i lekko przygaszona wyszła na zalane promieniami słonecznymi błonia. Dlaczego Ci ludzie giną? Przecież to niemożliwe żeby wszyscy narazili się temu złemu czarodziejowi. Tydzień temu mówili o zwykłych mugolach, którzy zginęli od zaklęcia…
TEGO zaklęcia.
Czy jej rodzina jest bezpieczna? Czy nic nie grozi jej siostrze i rodzicom? Usiadła na skraju jeziora i oparła się o drzewo.
Jak ich ochronić?
Jak sprawić żeby nie stała się im krzywda?
Poczuła narastającą panikę gdzieś w środku. Zacisnęła zęby i zamknęła oczy. Po kilku sekundach otworzyła je i przed oczami zobaczyła orzechowe patrzałki swojego kolegi.
- Potter! – zawołała łapiąc się za serce – Chcesz żebym zawału dostała?!
- E tam, aż taki straszny jestem? – zapytał rezolutnie chłopak i usiadł obok dziewczyny. Stykali się ramionami – Czemu nie jesteś w Hogsmeade? – zapytał patrząc na jej profil
- O to samo mogłabym zapytać Ciebie – powiedziała przeczesując palcami włosy – przecież miałeś iść, Syriusz coś wspominał, że zapasy od Zonka wam się skończyły
- Zobaczyłem, że nie masz zamiaru się wybrać dzisiaj do miasteczka, a bardzo chciałem spędzić ten dzień z Tobą, więc przyszedłem tutaj – powiedział lekkim tonem i z satysfakcją zauważył, że dziewczyna nieznacznie się zarumieniła – Przesłodka… - pomyślał i popatrzył na nią z rozmarzeniem
- A ja miałam nadzieję na chwilę samotności – spojrzała mu prosto w oczy, karcąc się za to uderzenie gorąca – Przecież nie raz mówił do Ciebie w ten sposób, Głupia!
- Jak tylko powiesz słowo to udam, że mnie tutaj nie ma obok Ciebie
- I tak zakłóciłeś już mój spokój – powiedziała nie odrywając wzroku od jego oczu – Orzech włoski? Ładne ma te oczy…
- Więc zostaję? – zapytał wykrzywiając usta w delikatnym uśmiechu
- Jak tylko chcesz, nie mogę Ci zabronić – odpowiedziała i ponownie spojrzała na jezioro. Bardzo żałował, że to zrobiła. Kochał te oczy, o kolorze wiosennej trawy.
                Dłuższą chwilę panowała cisza, ale nie krępowało ich to. James siedział obok Lily i nic się nie odzywał. Dawał jej szansę na to, żeby ona pierwsza przemówiła do niego.
- O czym myślisz? – zapytał w końcu nie wytrzymując tych minut bez jej głosu – nie chcesz to nie mów, ale chyba dobrze, jest się komuś wygadać – powiedział widząc jak waha się czy mu powiedzieć, czy nie
- Czytałeś dzisiejszego Proroka? – zapytała znowu patrząc na jezioro
- Chodzi Ci o te zaginięcia – zmarszczył czoło – czytałem – powiedział jak dziewczyna kiwnęła głową na znak, że o to właśnie jej chodzi
- Ja jestem brudnej krwi, mnie też będą ścigać, mnie i moją rodzinę… - powiedziała podkurczając nogi i obejmując je rękami – wystarczy, że opuszczę mury tej szkoły…
- Przysięgam Ci na wszystko, że nic Tobie i Twoim bliskim nie grozi – powiedział spokojnym głosem
- Skąd możesz to wiedzieć? – zapytała patrząc mu w oczy
- Bo nie pozwolę Cię skrzywdzić Lily…
- Zdajesz sobie sprawę, że pierwszy raz powiedziałeś do mnie po imieniu? – zapytała ignorując jego deklarację
- Drugi – uśmiechnął się delikatnie – Za pierwszym razem w pociągu. Dlaczego ciągle się kłócimy? – spojrzał jej w oczy
- Bo jesteś durniem Potter – zaśmiała się
- Grabisz sobie Evans – uśmiechnął się – Proponuję rozejm Lily – wyciągnął do niej dłoń tak jak wyciąga się na zgodę
- Nie kombinujesz nic? – spojrzała na niego podejrzliwe
- Nie
- I to nie jest kolejny Twój głupi żart?
- Z Ciebie nigdy nie żartowałem – powiedział poważnie – Mam na imię James – powiedział nieśmiało
- Lily.. Lily Evans – powiedziała podając mu dłoń na zgodę
- Przejdziemy się Lily? – zapytał próbując ukryć nadzieję w głosie – taka ładna pogoda, aż żal siedzieć w jednym miejscu – dodał rezolutnie, uśmiechając się łobuzersko
                Patrząc na niego powątpiewająco powoli wstała z trawy, otrzepała jeansy i spojrzała wyczekująco na zaskoczonego chłopaka.
- Zgadzasz się tak bez wyzwisk i uszczypliwych uwag? – zapytał zaskoczony James
- I tak nie mam nic lepszego do roboty – wzruszyła ramionami – poza tym mam dzień dobroci dla zwierząt – powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem.
                Chłopak parsknął śmiechem, wstał z trawy i wraz z rudowłosą dziewczyną udał się na spacer dookoła jeziora.
                Czas mijał im zaskakująco spokojnie. Lily uważnie obserwowała Jamesa idącego koło niej. Nie mogła nie zauważyć, że przez wakacje wyostrzyły się rysy jego twarzy zmieniając jej wyraz z chłopięcej na bardziej męską.
                Potargane włosy?
                Teraz to one dodawały mu chłopięcego wyglądu sprawiając, że wyglądał wprost uroczo, a duże, błyszczące orzechowe oczy chłopaka tylko mu tego uroku dodawały.
                - …to przyjdziesz? – usłyszała pełne entuzjazmu pytanie chłopaka, które uświadomiło jej, że zamiast go słuchać przyglądała mu się jak głupia.
                Na tę myśl nieznacznie się zarumieniła i spuściła wzrok, patrząc na niego spod długich czarnych rzęs, zagryzając dolną wargę.
                - Przyjdę – odpowiedziała bez chwili namysłu – jak będę miała czas – dodała wymijająco – Gdzie do cholery mam przyjść? – zapytała sama siebie w myślach przerażona, że wyraziła zgodę na…
                …no właśnie. Na co?
                - Super! – powiedział entuzjastycznie jednocześnie wypuszczając powietrze z płuc, którego nadmiar zebrał się w nich przez widok zagryzionej dolnej wargi i delikatnych rumieńców na jej brzoskwiniowej cerze – to następnym razem jak będę szedł na trening to Cię zabiorę – dodał patrząc na nią uważnie
                - O cholera! Ja nie lubię Quidditcha! – pomyślała przerażona – Dobrze – zgodziła się uprzejmie.
                Przecież już wyraziła zgodę.

***

- Remus jest cudowny! – zawołała Sandra jak wieczorem siedziały w dormitorium – najpierw poszliśmy do herbaciarni pani Puddifoot, a potem na spacer… trochę się bałam bo przechodziliśmy obok Wrzeszczącej Chaty, i…
- I co? – zapytała Lily uśmiechając się pod nosem na widok rumianych policzków przyjaciółki
- I pocałował mnie…
- Ojej! I jak było? – od razu się zainteresowała
- Cudownie… tak zmysłowo i tak.. tak.. słodko… - westchnęła rozmarzona – wcześniej jedliśmy żelki truskawkowe z Miodowego Królestwa
- Sandy! Ty się rumienisz – zachichotała
- Nigdy niczego takiego nie czułam Lily – powiedziała patrząc poważnie na przyjaciółkę – A Tobie jak minął dzień, robiłaś coś szczególnego? – zapytała patrząc uważnie na przyjaciółkę
- Spacerowałam… - powiedziała wymijająco rumieniąc się delikatnie – wybacz zmęczona jestem – z nie wiadomych dla siebie względów nie chciała mówić przyjaciółce o dniu spędzonym z Jamesem Potterem.

***

                W niedzielę nie widziała Go, co było dla niej co najmniej dziwne, ponieważ nie było dnia żeby się z Nim nie widywała – nie licząc tych krótkich pobytów w domu, podczas których i tak zasypywał ją listami.
Myślała o Nim.
To również było przerażające. Nigdy wcześniej o Nim nie myślała, i nigdy wcześniej nie chciała Go zobaczyć.
- Może James faktycznie nadaje się na fajnego przyjaciela? – pomyślała leżąc w łóżku w niedzielny wieczór.

***

                Nadszedł poniedziałek, a wraz z nim rozpoczęły się lekcje. Wspaniała pogoda nadal się utrzymywała. Bezchmurne wrześniowe niebo śmiało się z uczniów siedzących w szkolnych ławkach i patrzących tęsknym wzrokiem na szkolne błonia. Przy śniadaniu profesor McGonagall rozdała plany zajęć siódmoklasistom. To był ich ostatni rok, rok OWTM-ów, więc mieli tylko te lekcje, które potrzebne im były do znalezienia pracy po Hogwarcie. I tak Lily, James, Syriusz i Remus razem mieli wszystkie zajęcia – wszyscy chcieli zostać po szkole Aurorami. Cała czwórka chodziła na eliksiry, zaklęcia, obronę przed czarną magią i transmutację. Sandra, która chciała być uzdrowicielką chodziła z nimi tylko na eliksiry i zaklęcia, a dodatkowo miała zielarstwo. Peter? Miał zdawać opiekę nad magicznymi zwierzętami, zielarstwo i starożytne runy – sam nie wiedział co chce robić po szkole, więc poszedł po najmniejszej linii oporu.
- Lily już nie będziemy razem na wszystkich przedmiotach – powiedziała smutno Sandra jak razem szły do lochów na eliksiry
- Wieczory są nasze – uśmiechnęła się do przyjaciółki – chyba że będziesz wolała spędzić je z kimś innym – tu spojrzała znacząco na nią – w razie czego nie będę miała pretensji do Ciebie o to! – powiedziała szybko widząc zakłopotaną minę przyjaciółki
                Stały pod klasą profesora Slughorna i rozmawiały wesoło. Lekcje się jeszcze nie zaczęły. Trzech Huncwotów również zmierzało w stronę klasy od eliksirów, a widząc stojące pod salą dwie przyjaciółki podeszli do nich.
- Cześć dziewczyny! - powiedział wesoło Syriusz
- Cześć – odpowiedziała Sandra. Remus ku jej zadowoleniu delikatnie objął ją ramieniem
- Przygotowane na zajęcia? – zapytał James patrząc na Lily
- Jak zawsze – uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, jednocześnie delikatnie się rumieniąc. Zaledwie zdążyła to powiedzieć, a z sali wyszedł profesor Slughorn i zaprosił wszystkich do klasy
- Witam was wszystkich serdecznie. Zaczynamy rok OWTM-ów, więc bierzemy się do pracy – powiedział dziarsko – kto może powiedzieć mi co to jest? – pokazał na kociołek z jaskrawoniebieskim płynem, panna Evans? – uśmiechnął się widząc jak ręka Lily wystrzeliła w górę
- Eliksir wiggenowy
- Bardzo dobrze, pięć punktów dla Gryffindoru – zawołał uradowany profesor – a co powoduje? Pan Potter?
- Regeneruje siły
- Doskonale! Pięć punktów dla Gryffindoru!
- Głównym składnikiem jest? Pan Black?
- Kręgosłup skorpeny – odpowiedział mu znudzony Syriusz
- Świetnie, kolejne pięć punktów dla Gryffindoru! Dobrze na stronie piątej w waszych podręcznikach macie dokładną recepturę eliksiru. Do dzieła!


***

                Nie tylko na eliksirach wstęp do lekcji zaczął się od wzmianki o OWTM-ach. Profesor Flitwick, Aston i McGonnall, nie tylko o nich wspomnieli, ale również zasypali ich dużą ilością prac domowych. Na zaklęcia mieli napisać wypracowanie o urokach długotrwałych, na obronę przed czarną magią wypracowanie, opisujące wszystkie trzy zaklęcia niewybaczalne, a na transmutację mieli szczegółowo opisać etapy transmutacji ludzi w przedmioty. Sandra do napisania miała tylko wypracowanie z zaklęć, z którym uwinęła się bardzo szybko i teraz siedziała w bibliotece z Remusem i pomagała mu w napisaniu jego wypracowań – każdą chwilę chciała spędzić z chłopakiem.
                Lily skorzystała z ładnej pogody i usiadła w tym samym miejscu nad jeziorem gdzie w sobotę siedziała z Jamesem. Resztkami silnej woli zmuszała się do napisania ostatniego już dzisiaj wypracowania z zaklęć.
Znowu myślała o Nim.
Czy to możliwe, żeby przez wakacje wyprzystojniał? A może zawsze włosy tak mu sterczały na czubku głowy? Może zawsze oczy taki urwisowaty błysk miały? Położyła się na brzuchu na trawie i wpatrywała się przez chwilę w wielką kałamarnicę wygrzewającą się na słońcu. Czy zawsze miał taki ładny uśmiech? Potrząsnęła głową, tak jakby opędzała się od wyjątkowo natarczywej muchy
- Potter, to Potter i tego się trzeba trzymać! – sama siebie skarciła w duchu – za dużo o nim myślisz Evans - postawiła ostatnią kropkę na pergaminie swojego wypracowania.
                Schowała do torby trzy rolki, na których napisane były jej wypracowania na jutro. Położyła się na plecach i zamknęła oczy. Wyłączyła swoje myśli, pozwoliła im odpłynąć gdzieś daleko od niej. Po dłuższej chwili otworzyła oczy, i tak jak w sobotę ujrzała orzechowe oczy wlepione w nią
- James! Ja Cię kiedyś zabiję! – powiedziała do pochylającego się nad nią chłopaka
- Sprawdzałem czy śpisz – zachichotał cicho
- Odpoczywam – uśmiechnęła się pod nosem
- Masz wolne popołudnie? – zapytał uśmiechając się do niej delikatnie
- Może… - powiedziała wymijająco – zależy co kombinujesz? – powiedziała mrużąc podejrzliwie oczy
- Chciałem żebyś poszła ze mną na stadion Quidditcha. W końcu się zgodziłaś – uśmiechnął się do niej z huncwockim błyskiem w oku
- Trening masz? – dopiero teraz zauważyła, ze chłopak jest ubrany w strój treningowy w barwach Gryffindoru
- Trzeba od początku roku przykładać się do treningów – powiedział wyciągając dłoń do niej – to co? Idziesz ze mną?
- Przecież obiecałam – złapała go za dłoń i skorzystała z pomocy przy wstawaniu z trawy
- Daj mi to – powiedział i wziął od niej torbę pełną książek – ciężka – dodał zarzucając ją sobie na ramię
- Gratuluję odznaki kapitana – powiedziała patrząc na plakietkę przyczepioną do szaty Rogacza
- A dziękuję – lekko zakłopotany potargał sobie włosy

- Właśnie tak, przesłodko! – pomyślała i ponownie skarciła sama siebie w duchu – Stop! Potter, to Potter do cholery! I nie masz prawa o nim myśleć!

2 komentarze:

  1. Buahaha xd Lily, wpadłaś, kochanie ;D Jak słodko jest "patrzeć" na kogoś, kto się zakochuje, a tego nie zauważa ;] Uwielbiam :D Poza tym, wspomnę jeszcze, że kropki gubisz. A żeby komentarz był dłuższy ;DD

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj! :D
    Jak miło się czytało te notki! Mam nadzieję, że trzecia pojawi się niedługo. I że w niej Lily już do końca zrozumie, co czuje do Rogatego :D Ślicznie opisałaś jej przemyślenia. I Póki co świetnie kreujesz Jamesa. Taki kochany facet. Ciekawe, czy coś wydarzy się na tym treningu ;D
    Przy okazji zapraszam na nową notkę u mnie [http://rogacz-lily-przepowiednia.blog.onet.pl/] w końcu udało mi się ją napisać. Czekam na wiadomość o nowości u Ciebie!
    Pozdrawiam serdecznie!
    IzisJames

    OdpowiedzUsuń