poniedziałek, 10 czerwca 2013

V

                Co się z nią działo?
                Jak mogła pozwolić mu na tak wiele?
                Na samą myśl o niedoszłym pocałunku jej ciało zalewała fala gorąca.
                Jego gorący oddech na jej twarzy, zniewalający, męski zapach, przyjemne dreszcze, które przebiegały wzdłuż kręgosłupa za każdym zetknięciem się ich nosów.
                 A usta? Gdy za każdym jego słowem wyszeptanym w jej twarz jego wargi delikatnie muskały jej… .
                Muskały – nie całowały.
                Za każdym draśnięciem jego idealnie wykrojonych ust na jej malinowych wargach serce zamieniało się w spanikowane ptaszka tłukącego się po klatce piersiowej w panice, przed byciem w zamknięciu.
                Nieświadomie dotknęła opuszkami palców swoich ust zamykając rozkosznie oczy.
- Co on ze mną robi… - załamała się w myślach przekręcając pod kołdrą na brzuch.
                Czy kiedykolwiek czuła to co teraz czuje?
                Usilnie próbowała porównać uczucia, które niezaprzeczalnie żywiła do Pottera z tymi, które kiedyś żywiła do Masona.
                Tyler Mason – pierwszy chłopak, z którym była związana.
                W którym była zakochana.
                I który ją zranił tak jak nikt inny w życiu jej nie zranił – a warto pamiętać o okropnej, zazdrosnej siostrze mugolce, która na każdym kroku równała ją z ziemią przy każdej, możliwej, napataczającej się okazji.
                Spojrzała na zegarek i westchnęła zrezygnowana.
- Znowu się nie wyśpię – jęknęla w duchu.

***

                Praktycznie nic z jego przystojnej twarzy nie zostało – w każdym razie nic, co mogłoby świadczyć o człowieczeństwie.
                Choć właściwie… czy kiedykolwiek był człowiekiem?
                Kiedyś tak bardzo podobny do ojca mugola – którego nienawidził całym sercem – zmienił się.
                Na gorsze.
                Jego straszne czyny i dzieciństwo pełne napiętnowania z powodu jego oczywistej odrębności od świata, który go otaczał zmieniły go w bezwzględnego, nie zdolnego do wyższych uczuć potwora.
                Czy kiedykolwiek był dobry?
                Chyba nie – w końcu dzieci z sierocińca nigdy go nie lubiły.
                Ani on ich!
                Do tej pory widział przed oczami błagalne spojrzenie swojego ojca słabeusza zanim go zabił. Swojego wuja – Morfina – po tym jak wszczepił mu fałszywe wspomnienie. Jego matka? Nigdy jej nie poznał, bo była zbyt słaba żeby żyć bez mugola.
                Zbyt słaba by żyć sama z nim – ze swoim jedynym dzieckiem.
                Pokręcił powątpiewająco głową – ród Gauntów, potomkowie Salazara Slytherina – zbyt słabi, żeby sprostać dziedzictwu, zbyt słabi, żeby żyć w blasku chwały. Przed oczami stanęła mu ruina domu jego dziadka z wężem wbitym w drzwi - on był wart dużo więcej.
                Zawsze wiedział, że jest inny.
                Zawsze wiedział, że jest lepszy.
                Pragnął niczym nieograniczonej władzy, takiej, którą mógłby dzierżyć bez strachu o jej stratę.
                Dążył do tego, ale żeby w pełni osiągnąć to czego od życia oczekiwał musiał być nieśmiertelny - w przypadku starcia z Dumbledorem musiał być przygotowany na to, że mag go nie pokona w żaden znany sobie sposób.
                Wszystkie te zbrodnie miały swój cel – musiał być niepokonany, musiał przetrwać.
                To co robi jest jego tajemnicą.
                Nikt, nigdy się o tym nie dowie.
- Nigdy mnie nie pokonasz głupcze –mruknął do siebie – Nagini, za mną kochana – zasyczał do węża zmierzając razem z nim do zabudowań południowej Albanii.
                Spełni wolę swojego przodka.
                Oczyści świat z mugoli.

***

Nadszedł kolejny słoneczny wrześniowy dzień. Promienie porannego słońca leniwie wylewały się na szkolne błonia i do dormitoriów uczniów, których pokoje wspólne były od wschodniej strony zamku budząc ich sącząc jaskrawe łuny porannego słońca przez szpary w grubych zasłonach.
Uczniowie i nauczyciele powoli schodzili się do Wielkiej Sali na śniadanie. Huncwoci w wyśmienitych nastrojach zeszli na śniadanie – Syriusz oczekiwał wyniku swojego i Jamesa kawału, Remus cieszył się, że zje śniadanie ze swoją dziewczyną, James nie mógł doczekać się spotkania z Lily po ich wczorajszym wspólnym wieczorze w sali na siódmym piętrze, a Peter? Zwyczajnie był głodny.
- Dlaczego Ślizgoni nie przyszli na śniadanie? – zapytała Sandra, która witając się z Remusem usiadła razem z Huncwotami, patrząc na pusty stół zielono-srebrnej części Wielkiej Sali – co im zrobiliście? – spojrzała podejrzliwie na Jamesa i Syriusza.
- My? Nic! – zawołał z miną niewiniątka Syriusz – dobrze wiesz, że co złego to nie my – podniósł ręce w geście obronnym.
- Dokładnie! – zawtórował mu James.
- Profesora Slughorna też nie ma – zauważył Peter – ciekawe co się stało – głośno myślał, udając, że wie nic o tym kto mógł być powodem nieobecności Slytherinu na śniadaniu.
                Śniadanie trwało – a właściwie dobiegało końca.
- Sandra, gdzie jest Lily? – zapytał blondynkę James jak wychodzili z Wielkiej Sali – coś się stało, że nie było jej na śniadaniu? – zatroskany patrzył na Sandrę, która wahała się czy powiedzieć Rogaczowi o powodzie nieobecności przyjaciółki na śniadaniu.
- Lily dzisiaj nie będzie na zajęciach – powiedziała patrząc mu w oczy.
- Coś się stało? – zapytał wyraźnie zdenerwowany Potter.
- Źle się czuje i leży w łóżku w dormitorium – powiedziała patrząc mu spokojnie w oczy – profesor McGonagall wie, że jej nie będzie – wyjaśniła szybko.
                W końcu nie ważne jak bardzo James zakochany jest w Lily, ale nie musi wiedzieć, że dziewczyna właśnie cierpi z powodu swoich comiesięcznych dolegliwości, które prawie zawsze zaczynały się niemiłosiernym bólem brzucha dziewczyny.
                Spojrzał dociekliwie na blondynkę rozumiejąc, że ta nic mu więcej nie powie o stanie swojej przyjaciółki, postanowił więc udać się do profesor McGonagall w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące go pytanie.

***

- …a więc jak zrobić żeby to zwierze – tu pokazał na potężnego węża – było cząstką mnie? – zapytał patrząc spokojnie na Nostariusa.
                Dom autora „Czarniejszej strony Czarnej Magii” znajdował się na odludziu, południa Albanii – starzec specjalnie zaszył się tutaj razem ze swoją pięcioletnią wnuczką przeczuwając, że samozwańczy Czarny Pan będzie go szukał w oczekiwaniu informacji sposobu stworzenia horkruksu ze zwierzęcia.
- To straszny czyn – powiedział z lękiem starzec – nie wiem jak się tworzy horkruksy – zapewnił go z przerażeniem w głosie.
- Doskonale, że wiesz o czym mówię – powiedział z uśmiechem szaleńca Voldemort – może to przekona Cię do mówienia – powiedział wskazując różdżką na pięcioletnią wnuczkę czarodzieja – Cruccio… - syknął, a z jego różdżki wypłynął czerwony strumień zakazanego zaklęcia godząc w maleńkie ciałko dziewczynki, która pod wpływem przeszywającego bólu krzyczała i płakała, patrząc błagalnie na niego swoimi wielkimi, dziecinnymi oczkami.
                Po chwili zaklęcie ustąpiło, a zapłakana dziewczynka z krzykiem schowała się za swoim przerażonym dziadkiem.
- Zostaw ją! Błagam! – zawołał zrozpaczony mężczyzna – aby umieścić fragment swojej duszy w ciele zwierzęcia musisz użyć dwóch istnień ludzkich – powiedział tuląc do siebie zapłakaną dziewczynkę – dorosłych istnień ludzkich, odebranych jednocześnie – dodał widząc płonące spojrzenie w oczach Czarnego Pana –tylko wtedy będziesz w stanie rozszczepić swoją duszę.
- Dlaczego dwóch dorosłych? – zapytał Voldemort patrząc spod przymrużonych powiek na zapłakanego staruszka, tulącego do piersi swoją obolałą i przerażoną wnuczkę.
- Jedno istnienie przerwie barierę zwierzęcia i otworzy jego duszę na ludzką, drugie pozwoli fragmentowi Twojej duszy przejść w ciało zwierzęcia, musisz pamiętać jednak o tym, że zamykając swoją duszę w zwierzęciu, łączysz swoje życie z jego życiem przy okazji upodabniając się do wyglądu zwierzęcia, które jest Twoim horkruksem.
- Wiedziałem, ze moje argumenty Cię przekonają Nostariusie – zakpił młody Ridlle – za dużo wiesz – mruknął – Avada Kedavra! – błysnęło zielone światło i ciało staruszka upadło bezwładnie na drewnianą podłogę małego domku na przedmieściach.
                Dziewczynka pisnęła przerażona, i zapłakana próbowała ocucić martwego już dziadka – swojego jedynego krewnego. W końcu spojrzała błagalnie na Voldemorta niemym gestem prosząc o pomoc – w szoku nie potrafiła wymówić ani jednego słowa.
- Nie chcesz iść do sierocińca kochana – westchnął Czarny Pan – Avada Kedavra! – ciałko małej wnuczki Nostariusa bezwładnie upadło obok niego.

***

- Panie Potter nie powiem panu co się dzieje z panną Evans! – zawołała rozeźlona profesor McGonagall – to nie jest Twoja sprawa!
- Ależ pani profesor – zawołał oburzony Potter – nie uważa pani, że skoro Lily źle się czuje potrzebna jej będzie opieka?!
- Uważam, że przesadzasz – odpowiedziała mu jednocześnie myśląc ze współczuciem o młodej Gryfonce, która blada leżała w swoim dormitorium w Wieży Gryffindoru – Ty mi lepiej powiedz coś zrobił z Blackiem, że wszyscy Ślizgoni mają różowe włosy na całym ciele? – zmieniła temat machając mu groźnie pięścią przed nosem.
- My nie mamy z tym nic wspólnego! – zapewnił ją gorliwie James kładąc sobie prawą dłoń na sercu – nie tylko Gryfoni nie lubią Ślizgonów – trafnie zauważył z huncwockim błyskiem w oku – mogę iść zanieść Lily śniadanie? – zapytał szybko chcąc zmienić temat – nie było jej i na pewno będzie głodna – wyjaśnił.
- Możesz – odpowiedziała profesorka patrząc na niego surowym spojrzeniem – a jak wejdziesz do dormitorium? – zainteresowała się.
- Jestem Huncwotem pani profesor – mrugnął do niej porozumiewawczo i prawie w podskokach poleciał do Wieży Gryffindoru.

***

- Gdzie jest James? – zainteresowała się Sandra jak stali pod salą od eliksirów.
- Poszedł do Lily – wyjaśnił jej Remus jednocześnie obejmując ramieniem – pewnie się spóźni – pocałował ją w skroń.
- A Syriusz? – objęła go w pasie i dała buziaka w usta.
- Nie mam pojęcia – powiedział patrząc jej prosto w oczy – kocham Cię wiesz? – zapytał delikatnie się rumieniąc.
- Ja Ciebie też – odpowiedziała zarumieniona dziewczyna i objęła go za szyję – bez względu na wszystko – powiedziała dając mu buziaka w usta.
- Wszystko – pomyślał gorzko i pocałował ją delikatnie.

***

                Leżała skulona w kłębek z zamkniętymi oczami chłonąc świeże powietrze napływające zza okna. Obrzydliwy eliksir pani Pomfrey nareszcie zaczynał na nią działać.
                Nareszcie wracała jej jasność umysłu.
                Wyglądała koszmarnie – rude włosy w nieładzie, pobladła twarz upiornie kontrastująca z intensywną zielenią przymkniętych oczu dziewczyny.
                Zamknęła oczy i westchnęła głęboko.
                Nagle usłyszała ruch w dormitorium i przez uchylone powieki zobaczyła wysoką postać zeskakującą z parapetu otwartego okna.
- Lily… - powiedział szeptem siadając na podłodze przy jej łóżku – co się dzieje Skarbie? – zapytał z troską w głosie przykładając jej wierzch dłoni do bladego policzka.
- Nic James, to przejdzie – powiedziała nieświadomie wtulając twarz w jego dłoń.
- Jak to nic, jak wyglądasz okropnie? – zapytał gładząc ją po policzku.
- Ty to wiesz jak uwieść kobietę – zakpiła cicho – mam okres, a zawsze jak mam okres niemiłosiernie boli mnie brzuch – powiedziała nieco skrępowana.
- Brałaś coś przeciwbólowego? Mam iść do Pomfrey? – zapytał odgarniając jej włosy z twarzy.
- Brałam właśnie zaczęły działać – powiedziała z ulgą – ale jestem strasznie wymęczona – mruknęła zamykając oczy.
- Śpij Kochanie – powiedział czule – zrobiłem Ci kanapki, ale zjesz jak się zdrzemniesz – nie mogąc się opanować pocałował ją w czoło.
- Dziękuję – uśmiechnęła się z wdzięcznością – ale chyba powinieneś iść na zajęcia – westchnęła.
- Chyba żartujesz, że zostawię Cię w takim stanie – powiedział stanowczo – posiedzę tutaj z Tobą, póki nie zrobi Ci się lepiej, a lekcjami się nie przejmuj – Syriusz da nam odpisać – uśmiechnął się lekko do niej – a teraz śpij Królewno.
- James? – mruknęła.
- Słucham?
- Kochany jesteś – przysunęła się do niego i położyła głowę na barku wtulając nos w jego szyję, po czym zapadła w głęboki sen.
                Uśmiechnął się pod nosem i pocałował w czubek głowy śpiącą, rudowłosą dziewczynę.

***

- Autor „Czarniejszej strony Czarnej Magii” nie żyje Albusie – powiedziała głowa Alastora Moody’ego wystająca z kominka w okrągłym gabinecie dyrektora Hogwartu – został zabity wraz ze swoją wnuczką w południowej Albanii – wygląda na Avada Kedavra – dokończył zdawać raport Dumbledore’owi.
- Pojawił się Mroczny Znak? – zapytał rzeczowo dyrektor.
- Nie – odpowiedział auror – Ministerstwo milczy, Minister Magii zamknął usta mediom – za dużo zaginięć i tajemniczych śmierci, tą sprawą mają się zająć członkowie Wizengamotu Departamentu Tajemnic.
                Błękitne oczy Dumbledore’a ze spokojem spojrzały na Moody’ego zza okularów połówek.
- Trzymaj rękę na pulsie Alastorze – powiedział z opanowaniem staruszek – jako przewodniczący Wizengamotu będę na obradach, a wtedy przekażę do Zakonu stosowne informacje – rzekł głęboko się nad czymś zastanawiając – dziękuję za dostarczenie informacji – jesteś szybszy niż sam Minister Magii – uśmiechnął się lekko – a teraz potrzebuję spokoju – powiedział dając do zrozumienia aurorowi, że nadszedł czas aby ten zniknął.
- Będę Cię informował na bieżąco – powiedział oschle Alastor.
- Dziękuję.
                Z kominka błysnął zielony płomień, głowa Moody’ego zawirowała i zniknęła.
                Dlaczego Voldemort zabił autora książki o czarnej magii?
                Czego Nostarius nie zawarł w niej?
                Czego Voldemort się od niego dowiedział?

                Mężczyzna podszedł do okna swojego gabinetu i w zamyśleniu spojrzał na skąpane w zachodzącym, wrześniowym Słońcu błonia.

2 komentarze:

  1. Nie mam zielonego pojęcia, o co Ci chodziło, że niby notka kiepska... Bardzo fajnie się ją czytało. A ta scena w dormitorium dziewczyn... jej rozpłynęłam się :D James jest taki kochany tutaj. Dobrze, że Lily to docenia już :D A Ślizgoni z różowymi włosami musieli wyglądać całkiem ciekawie :D
    Pozdrawiam sedecznie!
    Izis

    OdpowiedzUsuń
  2. Od czego by tu zacząć? ;) Hm, Lily wpadła szybciej niż się tego spodziewałam, ale mam nadzieje, że nie chajtną się w ciągu kilku kolejnych rozdziałów ;D Co do fragmentów z Voldziem, chwała Ci za pokazanie, że w opowiadaniu nie jest tylko para głownych bohaterów, a w tle czas stanął. Sama mam zamiar wystrzegać się tego u mnie, ciekawe czy wyjdzie ;> Pozdrawiam i lecę do kolejnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń