niedziela, 2 czerwca 2013

III

Od dłuższego czasu latał nad boiskiem korygując swoją drużynę.
                Było słoneczne, wrześniowe popołudnie – warunki wprost idealne do pierwszego treningu drużyny przed otwarciem sezonu.
                Warunki wyjątkowe bo…
                …ona tu była.
                Pierwszy raz udało mu się namówić Lily Evans na przyjście na stadion Quidditcha.
                Ba!
                Pierwszy raz udało mu się ją na cokolwiek namówić – o ile jego prośbę i jej zaskakującą zgodę, którą wyraziła bez marudzenia można nazwać namawianiem jej do czegokolwiek.
                O tak! Lily Evans była jedyną dziewczyną w szkole, która opierała się jego urokowi. Jedyną naturalną i uroczą istotą, na którą Rogacz zwrócił uwagę na dłużej niż tydzień.
                Miał wiele dziewczyn – oczywiście!
W końcu jest Huncwotem, do tego piekielnie przystojnym.
 Jednak wiązał się z nimi bardziej na złość tej upartej, rudowłosej dziewczynie, niż z sympatii do nich.
Ona była jedna i wyjątkowa.
                Słodka i delikatna.
                Każde jej spojrzenie wywoływało u niego uderzenia gorąca na całym ciele i wbrew sprawianiu pozorów pewności siebie – co mimo targających nim hormonów, które zawsze kipiały na widok Gryfonki szło mu znakomicie – plątał się w swoich myślach i nie zachowywał się do końca tak jak by tego rzeczywiście chciał, przez co przeważnie wychodził na aroganckiego bubka – za jakiego ostatecznie ona go uważała.
                Podczas wakacji postanowił przestać udawać i chociaż postarać się pokazać jej swoje prawdziwe oblicze, które znali tylko pozostali Huncwoci.  Nie był pewny czy jego nowa – a może prawdziwa? - twarz przypadnie jej do gustu, przez co odczuwał lekką panikę. W końcu skoro jego prawdziwe bardziej dominujące od arogancji oblicze jej się nie spodoba  to nigdy nie zdobędzie pięknej, zielonookiej Gryfonki, w której kochał się od piątej klasy.
                I co wtedy?
                Czy jak nie uda mu się zdobyć Lily Evans to spotka w swoim życiu jeszcze kogoś, kto będzie w stanie zawładnąć nim tak, jak ona zawładnęła nim biorąc we władanie umysł, ciało i duszę?
                Westchnął głęboko.
                Jeszcze raz spojrzał na trybunę, na której samotnie siedziała Rudowłosa dziewczyna uważnie obserwując starania drużyny Gryffindoru.
- W tym roku będziesz moja – pomyślał patrząc jak jej włosy odbijają promienie zachodzącego, wrześniowego Słońca – albo nie nazywam się James Potter – dodał w myślach i ostro zapikował w dół mknąc z zawrotną prędkością w stronę murawy, tuż przed zderzeniem z ziemią łapiąc znicz.

***

-  Cholera! Zabije się! – krzyknęła w myślach panikując na widok Jamesa ostro pikującego w dół za złotym zniczem – I to na moich oczach! – kurczowo chwyciła różdżkę i wstrzymała oddech gotowa do rzucenia czaru chroniącego go przed zderzeniem z ziemią
                Tylko kilka metrów dzieliło go przed uderzeniem w murawę stadionu.
- Hamuj Potter! – ponownie krzyknęła w myślach mocno przygryzając dolną wargę i nagle, tuż przed ziemią gwałtownie poderwał miotłę tryumfalnie podnosząc do góry dłoń zaciśniętą na złotym zniczu. Kazał drużynie przed zakończeniem treningu okrążyć stadion jednocześnie wyczarowując im tor przeszkód.
                Spojrzała na niego z ulgą wypuszczając powietrze z płuc.
- Dzięki Bogu! – ponownie krzyknęła w myślach połykając ogromną gulę, która narosła jej w gardle – Niewiele brakowało… - oblizała dolną wargę dopiero teraz czując metaliczny posmak krwi na języku – jak można martwiąc się o Pottera rozgryźć sobie wargę? – sama nad sobą załamała ręce
                Ponownie westchnęła i bijąc się z własnymi myślami wolnym krokiem udała się w stronę zejścia z trybun.

***

- Nie podoba mi się to, że Czarny Pan wysłał nas tutaj do zwerbowania uczniów – warknął Nott – jak Dumbledore się dowie, że tutaj jesteśmy zamknie nas w Azkabanie!
- Zamilcz – warknął Malfoy – do Zakazanego Lasu nikt się nie zapuszcza o tej porze, poza tym nie przyszliśmy werbować uczniów dla Czarnego Pana, tylko mamy się rozejrzeć, a to zasadnicza różnica Nott.
- Jaki cel ma w tym Czarny Pan? – zapytał Nott, który dopiero dołączył do Śmierciożerców Voldemorta.
- Twoim zadaniem nie jest poznawanie planów Czarnego Pana – warknął Malfoy – ale skoro tu ze mną jesteś, to szczególnie zależy mu na czwórce uczniów – powiedział z pogardą.
- I sądzisz, że z tych krzaków ich złapiemy i zaprowadzimy do niego? – żachnął się Nott.
- Nie kretynie – Lucjusz ze zrezygnowaniem przejechał dłonią po twarzy – najpierw Ślizgoni… - powiedział patrząc jak zbliża się do nich grupa uczniów w szatach Slytherinu.

***

- Widzieliście Lily? – zapytała Sandra siadając pomiędzy Peterem i Remusem – nie widziałam jej od końca lekcji, martwię się – posmutniała dziewczyna przypominając sobie wczorajsze obawy Lily związane z artykułem w Proroku Codziennym – W Hogwarcie nic jej nie grozi głupia! – sama siebie zganiła w myślach.
- Jest z Jamesem na stadionie – odpowiedział Syriusz upijając łyk soku z dyni ze swojego pucharu – i nie jest pod wpływem Imperiusa – zaśmiał się co przypominało blondynce szczekanie psa.
                Uśmiechnęła się szeroko i dała Remusowi buziaka w policzek.
- To znaczy, że Rogacz nie czeka, aż ktoś inny się nią zajmie – stwierdziła wesoło i sięgnęła po pudding.
- Z tego co mówił w wakacje tym razem nie da sobie jej odbić, ani nie pozwoli jej zwiać – stwierdził Syriusz przypominając sobie te trudne i męczące tygodnie kiedy Lily chodziła z Tylerem Masonem.
                James wtedy chodził jak w amoku za wszelką cenę starając się nie pokazać nikomu, że boli go to z kim spotykała się Lily. To właśnie wtedy James miał mnóstwo dziewczyn, które rzucał po kilku dniach. Trwało to do momentu, w którym z niewiadomych powodów Lily i Tyler wreszcie zerwali ze sobą – nawet Sandra nie znała powodu. Faktem było jedynie to, że Lily po zerwaniu chodziła tak jakby dostała tłuczkiem w głowę.
- Mam nadzieję, że w końcu się dogadają – powiedział Peter z buzią pełną kociołkowych piegusków.
- Jak my wszyscy Glizdogonie – powiedział Remus obejmując Sandrę, na której policzkach wykwitły delikatne rumieńce.

***

- Czy każda z osób tutaj zgromadzonych jest godna zaufania? – zapytał Lucjusz patrząc na grupkę Ślizgonów stojącą na łące w Zakazanym Lesie.
- Jakby tak nie było nie przyprowadzałbym ich Tutaj – odpowiedział Regullus – Bellatrix wyraźnie mówiła o godnych zaufania chętnych do pomocy w oczyszczaniu tego świata – wykrzywił kształtne usta w delikatnym, pełnym ironii uśmiechu.
                Lucjusz jeszcze raz przeczesał wzrokiem zgromadzonych. Na łące obok Regullusa stała czwórka Ślizgonów – urocza Narcyza Black, Alexander Crabbe, Lukas Goyle i Severus Snape.
- A co robi tutaj przyjaciel szlamy? – zapytał Lucjusz, którego spojrzenie stalowoszarych oczu niespokojnie zatrzymało się na tłustowłosym Severusie.
- Evans nie jest moją przyjaciółką od dwóch lat – odpowiedział cierpko Snape nieznacznie krzywiąc się na dźwięk przezwiska, którym nazwał Lucjusz jego byłą już przyjaciółkę – i wierz mi, że nie chcę żeby to się zmieniło – bardziej okłamał siebie niż jego.
- Lepiej żeby tak było Snape – warknął Malfoy – Czarny Pan nie daje drugiej szansy.
- Wasze wstąpienie do armii Czarnego Pana będzie wymagało od was wkupienia się w jego łaski – powiedział jak do tej pory milczący Nott.
- Co mamy zrobić? – zapytała Narcyza patrząc na Lucjusza.
- Musicie dowiedzieć się czy Dumbledore poczynił jakieś kroki, żeby przeciwstawiać się władzy Czarnego Pana – powiedział Nott patrząc z nieukrywaną pogardą na zgromadzonych.
- A jeśli to zrobił, to kto mu w tym pomaga – dodał Lucjusz.
- Jak ktoś mu pomaga to na pewno mój głupi, starszy braciszek – warknął Regullus.
- Jeśli chodzi o niego… - zaczął Lucjusz badawczo przyglądając się młodszemu Blackowi – Czarny Pan chce żeby on, Lupin, Potter i szlama Evans wstąpili do jego armii.
- Nie zrobią tego – powiedziała Narcyza – jak znam swojego kuzyna to prędzej umrze niż się podda temu co chcemy robić.
- To zginie - warknął Nott.

***

- I jak podobał Ci się trening? – zapytał James jak razem z Lily szli wolnym krokiem w stronę zamku
- Fajny – powiedziała dziewczyna z entuzjazmem ignorując wewnętrzną chęć kopnięcia go w tyłek za niebezpieczne manewry podczas treningu – jednak w dalszym ciągu nie chciałabym wsiąść na miotłę. Ciągle pamiętam lekcje latania z pierwszej klasy –  przypomniała sobie patrząc na wysoką topolę ze zgrozą.
- Masz rację – stwierdził rozbawiony James – pamiętam jak nie zapanowałaś nad miotłą i wyniosła Cię na sam czubek tego drzewa. Twoja mina była urocza – zaśmiał się głośno.
- Ja nie widzę w tym nic śmiesznego Potter – również roześmiała się dziewczyna – poza tym ja zawsze jestem urocza – pokazała mu język udając oburzenie.
- A temu akurat nie mogę zaprzeczyć – powiedział patrząc na nią z radością – bardziej uroczej i skromnej dziewczyny od Ciebie nie znam – puścił jej oko jednocześnie mierzwiąc sobie włosy.
                Zarumieniła się.
- Przyjdziesz na mecz w takim razie? – zapytał.
- Przecież zawsze przychodzę – odpowiedziała z wdzięcznością podejmując zmianę tematu.
- Zawsze to Sandra Cię wyciąga – stwierdził ponownie targając sobie włosy – chodź na kolację – mówi prowadząc ją do Wielkiej Sali.
- Chętnie, ale muszę jeszcze sprawdzić swoje wypracowanie z Transmutacji, bo mam wrażanie, że jest złe – powiedziała łapiąc za pasek swojej torby chcąc mu ją zabrać.
- Wypracowaniem z Transmutacji zajmiemy się po kolacji – powiedział łapiąc ją za dłoń tym samym udaremniając jej zdjęcie torby z jego ramienia – najpierw jedzenie – spojrzał jej prosto w oczy.
                Ponownie się zarumieniła, gwałtownie cofając dłoń.
- Chodźmy więc… - spojrzała na niego niepewnie i weszła do Wielkiej Sali.

***

- Zaginięcia w Nowej Szkocji, na przedmieściach Londynu i w okolicach Manchesteru – powiedział Ignotus Potter rzucając zebrane materiały przed Dumbledorem siedzącym w ich salonie w domu mieszczącym się na obrzeżach Doliny Godryka.
- Jak tak dalej pójdzie Albusie mugole zaczną coś podejrzewać – powiedziała Dorea stawiając przed nimi szklanki napełnione Ognistą Whisky – prawdę mówiąc z zaufanych źródeł wiem, że Minister Magii już rozmawiał z Premierem mugoli o zaginięciach przekonując go, że aurorzy się tym zajmą.
- Wiem moja droga – powiedział Dumbledore patrząc na nią znad okularów połówek – prawdę mówiąc poczyniłem już pewne kroki żeby przeciwstawić się reżimowi Voldemorta.
- Co dokładnie masz na myśli? – zapytał Ignotus upijając łyk bursztynowego płynu ze szklaneczki
- Tajną organizację mającą na celu przeciwstawianie się mu – odpowiedział Dumbledore idąc w ślady Ignotusa – Zakon Feniksa, potrzebujemy zaufanych czarodziejów i tajnej siedziby
- Siedzibę już mamy, a co do zaufanych czarodziejów znajdzie się parę rodzin, które będą chciały przystąpić do nas – powiedziała Dorea
- Siedzibę? – Dumbledore uniósł pytająco brwi
- Tak, tutaj będzie siedziba – powiedział Ignotus – możemy rzucić Fideliusa choćby i dzisiaj!

***

- Lily, pisząc wypracowanie o transmutacji człowieka w przedmiot musisz wybrać konkretną rzecz, w którą kogoś byś zamieniła i wtedy krok po kroku opisywać przebieg tej transmutacji – powiedział James kończąc czytać jej wypracowanie.
                Siedzieli na podłodze w kącie Pokoju Wspólnego Gryffindoru całkowicie pochłonięci sobą nawet nie zwracając uwagi na zaciekawione spojrzenia innych Gryfonów.
                W końcu to się nie zdarza żeby Evans i Potter siedzieli spokojnie, bez kłótni aż tyle czasu!
                Uczniowie Hogwartu przeżyli pierwszy szok patrząc jak ta dość kontrowersyjna dwójka je wspólnie kolację śmiejąc się do siebie tak uroczo, że niektórzy, nie zazdrośni o żadne z nich nie mogli oderwać od nich wzroku.
                Gryfoni przeżywają kolejny szok patrząc jak James Potter wyraźnie pomaga Lily Evans w transmutacji.
- Nie dam rady w tym roku z transmutacją – stwierdziła zmartwiona dziewczyna opuszczając ze smutkiem głowę – będę musiała zmienić plany – zrezygnowana westchnęła głęboko.
- Ej.. – James delikatnie ujął jej podbródek zmuszając ją tym samym żeby spojrzała mu w oczy – pomogę Ci jeśli tylko tego chcesz.
- Nie chcę Ci zawracać głowy – powiedziała jak zahipnotyzowana patrząc w orzechowe, błyszczące oczy chłopaka ukryte za szkłami prostokątnych okularów – na pewno masz ważniejsze sprawy na głowie.
- Ty jesteś najważniejsza – wyznał, a wyraz jego twarzy spoważniał.
                Zakręciło jej się w głowie od tego wyznania, a przez jej ciało przebiegł przyjemny dreszcz.
                Zarumieniła się.
                Tyle razy jej mówił takie rzeczy, jednak nigdy jak byli sam na sam – zawsze wydawało jej się, że nie krzyczał swoich wyznań do niej lecz do tłumu, który otaczał ich za każdym razem jak Jamesowi zebrało się na wyznawanie uczuć.
                Teraz powiedział jej to prosto w oczy…
                               …poważnie…
                                               …bez cienia uśmiechu.
                Bez śladu kpiny.
                Bez śladu żartu.
- To może na początek poprawmy to wypracowanie? – zapytała nieśmiało ignorując uderzenie gorąca i dziwną, przyjemną sensację w brzuchu.

3 komentarze:

  1. przeurocza notka :D oczywiście pomijając wstawkę o śmierciożercach, która, nawiasem mówiąc, była świetna :D tak jak ta scena w domu Potterów. Super, że to ujęłaś :D
    Miałam nadzieję, że James i Lily będą już razem, ale nie czuję się rozczarowana, bo ślicznie opisałaś ich rozmowy no i ta końcówka z transmutacją <3 cudo :D
    małe zastrzeżenie - pod koniec zaczęłaś pisać w czasie teraźniejszym przez moment, a cała notka była w przeszłym, trochę rażący czytelnika błąd (no co? musiałam się do czegoś przyczepić! ;D)
    Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam jeszcze raz rozdział i masz rację! Już poprawiam. ;)

      Usuń
  2. Szalejesz Manga ;) Rozdział jak najbardziej mi przypadł do gustu, bo jest dużo Lily i Jamesa, a o nich mogłabym czytać i czytać :D Świetnie na początku rozdziału wypadły wstawki o Rudej, jako ideale Rogacza ;D Severus jakoś nie może wzbudzić we mnie współczucia, oh, ja nieczuła! xd
    Do czego by się tu przyczepić? Chyba jedynie, że zgubiłaś przecinek. ;p

    OdpowiedzUsuń