Od dłuższego
czasu latał nad boiskiem korygując swoją drużynę.
Było słoneczne, wrześniowe
popołudnie – warunki wprost idealne do pierwszego treningu drużyny przed
otwarciem sezonu.
Warunki wyjątkowe bo…
…ona tu była.
Pierwszy raz udało mu się namówić
Lily Evans na przyjście na stadion Quidditcha.
Ba!
Pierwszy raz udało mu się ją na
cokolwiek namówić – o ile jego prośbę i jej zaskakującą zgodę, którą wyraziła
bez marudzenia można nazwać namawianiem jej do czegokolwiek.
O tak! Lily Evans była jedyną
dziewczyną w szkole, która opierała się jego urokowi. Jedyną naturalną i uroczą
istotą, na którą Rogacz zwrócił uwagę na dłużej niż tydzień.
Miał wiele dziewczyn –
oczywiście!
W końcu jest Huncwotem, do tego piekielnie przystojnym.
Jednak wiązał się z nimi
bardziej na złość tej upartej, rudowłosej dziewczynie, niż z sympatii do nich.
Ona była jedna i wyjątkowa.
Słodka i delikatna.
Każde jej spojrzenie wywoływało
u niego uderzenia gorąca na całym ciele i wbrew sprawianiu pozorów pewności
siebie – co mimo targających nim hormonów, które zawsze kipiały na widok
Gryfonki szło mu znakomicie – plątał się w swoich myślach i nie zachowywał się
do końca tak jak by tego rzeczywiście chciał, przez co przeważnie wychodził na
aroganckiego bubka – za jakiego ostatecznie ona go uważała.
Podczas wakacji postanowił
przestać udawać i chociaż postarać się pokazać jej swoje prawdziwe oblicze,
które znali tylko pozostali Huncwoci.
Nie był pewny czy jego nowa – a może prawdziwa? - twarz przypadnie jej
do gustu, przez co odczuwał lekką panikę. W końcu skoro jego prawdziwe bardziej
dominujące od arogancji oblicze jej się nie spodoba to nigdy nie zdobędzie pięknej, zielonookiej
Gryfonki, w której kochał się od piątej klasy.
I co wtedy?
Czy jak nie uda mu się zdobyć
Lily Evans to spotka w swoim życiu jeszcze kogoś, kto będzie w stanie zawładnąć
nim tak, jak ona zawładnęła nim biorąc we władanie umysł, ciało i duszę?
Westchnął głęboko.
Jeszcze raz spojrzał na trybunę,
na której samotnie siedziała Rudowłosa dziewczyna uważnie obserwując starania
drużyny Gryffindoru.
- W tym roku będziesz moja – pomyślał
patrząc jak jej włosy odbijają promienie zachodzącego, wrześniowego Słońca – albo nie nazywam się James Potter – dodał
w myślach i ostro zapikował w dół mknąc z zawrotną prędkością w stronę murawy,
tuż przed zderzeniem z ziemią łapiąc znicz.
***
- Cholera! Zabije się! – krzyknęła w myślach
panikując na widok Jamesa ostro pikującego w dół za złotym zniczem – I to na moich oczach! – kurczowo chwyciła
różdżkę i wstrzymała oddech gotowa do rzucenia czaru chroniącego go przed
zderzeniem z ziemią
Tylko kilka metrów dzieliło go
przed uderzeniem w murawę stadionu.
- Hamuj Potter! – ponownie krzyknęła w
myślach mocno przygryzając dolną wargę i nagle, tuż przed ziemią gwałtownie
poderwał miotłę tryumfalnie podnosząc do góry dłoń zaciśniętą na złotym zniczu.
Kazał drużynie przed zakończeniem treningu okrążyć stadion jednocześnie
wyczarowując im tor przeszkód.
Spojrzała na niego z ulgą
wypuszczając powietrze z płuc.
- Dzięki Bogu! – ponownie krzyknęła w
myślach połykając ogromną gulę, która narosła jej w gardle – Niewiele brakowało… - oblizała dolną
wargę dopiero teraz czując metaliczny posmak krwi na języku – jak można martwiąc się o Pottera rozgryźć
sobie wargę? – sama nad sobą załamała ręce
Ponownie westchnęła i bijąc się
z własnymi myślami wolnym krokiem udała się w stronę zejścia z trybun.
***
- Nie podoba
mi się to, że Czarny Pan wysłał nas tutaj do zwerbowania uczniów – warknął Nott
– jak Dumbledore się dowie, że tutaj jesteśmy zamknie nas w Azkabanie!
- Zamilcz –
warknął Malfoy – do Zakazanego Lasu nikt się nie zapuszcza o tej porze, poza
tym nie przyszliśmy werbować uczniów dla Czarnego Pana, tylko mamy się
rozejrzeć, a to zasadnicza różnica Nott.
- Jaki cel
ma w tym Czarny Pan? – zapytał Nott, który dopiero dołączył do Śmierciożerców
Voldemorta.
- Twoim
zadaniem nie jest poznawanie planów Czarnego Pana – warknął Malfoy – ale skoro
tu ze mną jesteś, to szczególnie zależy mu na czwórce uczniów – powiedział z
pogardą.
- I sądzisz,
że z tych krzaków ich złapiemy i zaprowadzimy do niego? – żachnął się Nott.
- Nie
kretynie – Lucjusz ze zrezygnowaniem przejechał dłonią po twarzy – najpierw
Ślizgoni… - powiedział patrząc jak zbliża się do nich grupa uczniów w szatach
Slytherinu.
***
-
Widzieliście Lily? – zapytała Sandra siadając pomiędzy Peterem i Remusem – nie
widziałam jej od końca lekcji, martwię się – posmutniała dziewczyna przypominając
sobie wczorajsze obawy Lily związane z artykułem w Proroku Codziennym – W Hogwarcie nic jej nie grozi głupia! – sama
siebie zganiła w myślach.
- Jest z
Jamesem na stadionie – odpowiedział Syriusz upijając łyk soku z dyni ze swojego
pucharu – i nie jest pod wpływem Imperiusa – zaśmiał się co przypominało
blondynce szczekanie psa.
Uśmiechnęła się szeroko i dała
Remusowi buziaka w policzek.
- To znaczy,
że Rogacz nie czeka, aż ktoś inny się nią zajmie – stwierdziła wesoło i
sięgnęła po pudding.
- Z tego co
mówił w wakacje tym razem nie da sobie jej odbić, ani nie pozwoli jej zwiać –
stwierdził Syriusz przypominając sobie te trudne i męczące tygodnie kiedy Lily
chodziła z Tylerem Masonem.
James wtedy chodził jak w amoku
za wszelką cenę starając się nie pokazać nikomu, że boli go to z kim spotykała
się Lily. To właśnie wtedy James miał mnóstwo dziewczyn, które rzucał po kilku
dniach. Trwało to do momentu, w którym z niewiadomych powodów Lily i Tyler wreszcie
zerwali ze sobą – nawet Sandra nie znała powodu. Faktem było jedynie to, że
Lily po zerwaniu chodziła tak jakby dostała tłuczkiem w głowę.
- Mam
nadzieję, że w końcu się dogadają – powiedział Peter z buzią pełną kociołkowych
piegusków.
- Jak my
wszyscy Glizdogonie – powiedział Remus obejmując Sandrę, na której policzkach
wykwitły delikatne rumieńce.
***
- Czy każda
z osób tutaj zgromadzonych jest godna zaufania? – zapytał Lucjusz patrząc na
grupkę Ślizgonów stojącą na łące w Zakazanym Lesie.
- Jakby tak
nie było nie przyprowadzałbym ich Tutaj – odpowiedział Regullus – Bellatrix
wyraźnie mówiła o godnych zaufania chętnych do pomocy w oczyszczaniu tego
świata – wykrzywił kształtne usta w delikatnym, pełnym ironii uśmiechu.
Lucjusz jeszcze raz przeczesał
wzrokiem zgromadzonych. Na łące obok Regullusa stała czwórka Ślizgonów – urocza
Narcyza Black, Alexander Crabbe, Lukas Goyle i Severus Snape.
- A co robi
tutaj przyjaciel szlamy? – zapytał Lucjusz, którego spojrzenie stalowoszarych
oczu niespokojnie zatrzymało się na tłustowłosym Severusie.
- Evans nie
jest moją przyjaciółką od dwóch lat – odpowiedział cierpko Snape nieznacznie
krzywiąc się na dźwięk przezwiska, którym nazwał Lucjusz jego byłą już
przyjaciółkę – i wierz mi, że nie chcę żeby to się zmieniło – bardziej okłamał
siebie niż jego.
- Lepiej
żeby tak było Snape – warknął Malfoy – Czarny Pan nie daje drugiej szansy.
- Wasze
wstąpienie do armii Czarnego Pana będzie wymagało od was wkupienia się w jego
łaski – powiedział jak do tej pory milczący Nott.
- Co mamy
zrobić? – zapytała Narcyza patrząc na Lucjusza.
- Musicie
dowiedzieć się czy Dumbledore poczynił jakieś kroki, żeby przeciwstawiać się
władzy Czarnego Pana – powiedział Nott patrząc z nieukrywaną pogardą na
zgromadzonych.
- A jeśli to
zrobił, to kto mu w tym pomaga – dodał Lucjusz.
- Jak ktoś
mu pomaga to na pewno mój głupi, starszy braciszek – warknął Regullus.
- Jeśli
chodzi o niego… - zaczął Lucjusz badawczo przyglądając się młodszemu Blackowi –
Czarny Pan chce żeby on, Lupin, Potter i szlama Evans wstąpili do jego armii.
- Nie zrobią
tego – powiedziała Narcyza – jak znam swojego kuzyna to prędzej umrze niż się
podda temu co chcemy robić.
- To zginie -
warknął Nott.
***
- I jak
podobał Ci się trening? – zapytał James jak razem z Lily szli wolnym krokiem w
stronę zamku
- Fajny –
powiedziała dziewczyna z entuzjazmem ignorując wewnętrzną chęć kopnięcia go w
tyłek za niebezpieczne manewry podczas treningu – jednak w dalszym ciągu nie
chciałabym wsiąść na miotłę. Ciągle pamiętam lekcje latania z pierwszej klasy
– przypomniała sobie patrząc na wysoką
topolę ze zgrozą.
- Masz rację
– stwierdził rozbawiony James – pamiętam jak nie zapanowałaś nad miotłą i
wyniosła Cię na sam czubek tego drzewa. Twoja mina była urocza – zaśmiał się
głośno.
- Ja nie
widzę w tym nic śmiesznego Potter – również roześmiała się dziewczyna – poza tym
ja zawsze jestem urocza – pokazała mu język udając oburzenie.
- A temu akurat
nie mogę zaprzeczyć – powiedział patrząc na nią z radością – bardziej uroczej i
skromnej dziewczyny od Ciebie nie znam – puścił jej oko jednocześnie mierzwiąc
sobie włosy.
Zarumieniła się.
-
Przyjdziesz na mecz w takim razie? – zapytał.
- Przecież
zawsze przychodzę – odpowiedziała z wdzięcznością podejmując zmianę tematu.
- Zawsze to
Sandra Cię wyciąga – stwierdził ponownie targając sobie włosy – chodź na
kolację – mówi prowadząc ją do Wielkiej Sali.
- Chętnie,
ale muszę jeszcze sprawdzić swoje wypracowanie z Transmutacji, bo mam wrażanie,
że jest złe – powiedziała łapiąc za pasek swojej torby chcąc mu ją zabrać.
-
Wypracowaniem z Transmutacji zajmiemy się po kolacji – powiedział łapiąc ją za
dłoń tym samym udaremniając jej zdjęcie torby z jego ramienia – najpierw
jedzenie – spojrzał jej prosto w oczy.
Ponownie się zarumieniła,
gwałtownie cofając dłoń.
- Chodźmy
więc… - spojrzała na niego niepewnie i weszła do Wielkiej Sali.
***
- Zaginięcia
w Nowej Szkocji, na przedmieściach Londynu i w okolicach Manchesteru –
powiedział Ignotus Potter rzucając zebrane materiały przed Dumbledorem
siedzącym w ich salonie w domu mieszczącym się na obrzeżach Doliny Godryka.
- Jak tak
dalej pójdzie Albusie mugole zaczną coś podejrzewać – powiedziała Dorea
stawiając przed nimi szklanki napełnione Ognistą Whisky – prawdę mówiąc z
zaufanych źródeł wiem, że Minister Magii już rozmawiał z Premierem mugoli o
zaginięciach przekonując go, że aurorzy się tym zajmą.
- Wiem moja
droga – powiedział Dumbledore patrząc na nią znad okularów połówek – prawdę mówiąc
poczyniłem już pewne kroki żeby przeciwstawić się reżimowi Voldemorta.
- Co
dokładnie masz na myśli? – zapytał Ignotus upijając łyk bursztynowego płynu ze
szklaneczki
- Tajną
organizację mającą na celu przeciwstawianie się mu – odpowiedział Dumbledore
idąc w ślady Ignotusa – Zakon Feniksa, potrzebujemy zaufanych czarodziejów i
tajnej siedziby
- Siedzibę
już mamy, a co do zaufanych czarodziejów znajdzie się parę rodzin, które będą
chciały przystąpić do nas – powiedziała Dorea
- Siedzibę? –
Dumbledore uniósł pytająco brwi
- Tak, tutaj
będzie siedziba – powiedział Ignotus – możemy rzucić Fideliusa choćby i
dzisiaj!
***
- Lily,
pisząc wypracowanie o transmutacji człowieka w przedmiot musisz wybrać
konkretną rzecz, w którą kogoś byś zamieniła i wtedy krok po kroku opisywać
przebieg tej transmutacji – powiedział James kończąc czytać jej wypracowanie.
Siedzieli na podłodze w kącie Pokoju
Wspólnego Gryffindoru całkowicie pochłonięci sobą nawet nie zwracając uwagi na
zaciekawione spojrzenia innych Gryfonów.
W końcu to się nie zdarza żeby
Evans i Potter siedzieli spokojnie, bez kłótni aż tyle czasu!
Uczniowie Hogwartu przeżyli
pierwszy szok patrząc jak ta dość kontrowersyjna dwójka je wspólnie kolację śmiejąc
się do siebie tak uroczo, że niektórzy, nie zazdrośni o żadne z nich nie mogli
oderwać od nich wzroku.
Gryfoni przeżywają kolejny szok
patrząc jak James Potter wyraźnie pomaga Lily Evans w transmutacji.
- Nie dam
rady w tym roku z transmutacją – stwierdziła zmartwiona dziewczyna opuszczając ze
smutkiem głowę – będę musiała zmienić plany – zrezygnowana westchnęła głęboko.
- Ej.. – James delikatnie ujął jej podbródek zmuszając ją tym samym żeby
spojrzała mu w oczy – pomogę Ci jeśli tylko tego chcesz.
- Nie chcę
Ci zawracać głowy – powiedziała jak zahipnotyzowana patrząc w orzechowe, błyszczące
oczy chłopaka ukryte za szkłami prostokątnych okularów – na pewno masz
ważniejsze sprawy na głowie.
- Ty jesteś
najważniejsza – wyznał, a wyraz jego twarzy spoważniał.
Zakręciło jej się w głowie od
tego wyznania, a przez jej ciało przebiegł przyjemny dreszcz.
Zarumieniła się.
Tyle razy jej mówił takie
rzeczy, jednak nigdy jak byli sam na sam – zawsze wydawało jej się, że nie
krzyczał swoich wyznań do niej lecz do tłumu, który otaczał ich za każdym razem
jak Jamesowi zebrało się na wyznawanie uczuć.
Teraz powiedział jej to prosto w
oczy…
…poważnie…
…bez
cienia uśmiechu.
Bez śladu kpiny.
Bez śladu żartu.
- To może na
początek poprawmy to wypracowanie? – zapytała nieśmiało ignorując uderzenie
gorąca i dziwną, przyjemną sensację w brzuchu.
przeurocza notka :D oczywiście pomijając wstawkę o śmierciożercach, która, nawiasem mówiąc, była świetna :D tak jak ta scena w domu Potterów. Super, że to ujęłaś :D
OdpowiedzUsuńMiałam nadzieję, że James i Lily będą już razem, ale nie czuję się rozczarowana, bo ślicznie opisałaś ich rozmowy no i ta końcówka z transmutacją <3 cudo :D
małe zastrzeżenie - pod koniec zaczęłaś pisać w czasie teraźniejszym przez moment, a cała notka była w przeszłym, trochę rażący czytelnika błąd (no co? musiałam się do czegoś przyczepić! ;D)
Pozdrawiam serdecznie! :)
Przeczytałam jeszcze raz rozdział i masz rację! Już poprawiam. ;)
UsuńSzalejesz Manga ;) Rozdział jak najbardziej mi przypadł do gustu, bo jest dużo Lily i Jamesa, a o nich mogłabym czytać i czytać :D Świetnie na początku rozdziału wypadły wstawki o Rudej, jako ideale Rogacza ;D Severus jakoś nie może wzbudzić we mnie współczucia, oh, ja nieczuła! xd
OdpowiedzUsuńDo czego by się tu przyczepić? Chyba jedynie, że zgubiłaś przecinek. ;p