sobota, 22 czerwca 2013

VI

- Gdzie jest Potter?! – zagrzmiała McGonagall sprawdzając listę na Transmutacji – Black?!
- Obecny – odpowiedział głupio Syriusz, na próżno próbując odwrócić uwagę wściekłej nauczycielki.
- Wiem, że jesteś – pytam gdzie jest Potter?!
- Pewnie jeszcze nie zdążył wrócić z obiadu – odpowiedział jej spokojnie Remus.
- Lupin! Pytałam Blacka – zagrzmiała upominająco – Zostaniecie na chwilę sami wiem gdzie szukać pana Pottera – powiedziała i z groźną miną wyszła z sali od Transmutacji.
- Musimy mu pomóc Lunatyku… - mruknął półgębkiem do Remusa tak, żeby nikt z klasy nie słyszał, a warto wspomnieć, że całe zainteresowanie klasy zostało zwrócone na nich.
- Czas na plan B – mruknął Remus masując skroń.

***

- Nareszcie zaczynasz wyglądać jak człowiek – uśmiechnął się krzepiąco do Lily.
                Oboje siedzieli po turecku na jej łóżku – ona jadła kanapki zrobione przez niego.
A on?
Siedział naprzeciwko niej i patrzył urzeczony na dziewczynę, która wyraźnie lepiej się już czuła – nareszcie wracał jej naturalny kolor twarzy.
- Dziękuję – uśmiechnęła się do niego delikatnie.
- Nie ma za co – uśmiechnął się do niej.
- Bardzo smaczne kanapki – powiedziała z uznaniem.
- Starałem się – patrzył na nią urzeczony – nie do końca wiedziałem co lubisz więc robiłem ze wszystkim po trochu – wyjaśnił nie spuszczając z niej wzroku.
- Są pyszne – rzekła - James? Naprawdę jesteś kochany – powiedziała teraz już patrząc mu w oczy.
- Cieszę się, że tak uważasz – powiedział siadając obok niej – nie mogłem pozwolić żebyś leżała tutaj sama, tak bardzo obolała – pogładził ją wierzchem dłoni czule po policzku – nie wybaczyłbym sobie tego.
- Dlaczego to wszystko robisz? – zapytała przygryzając dolną wargę nie będąc do końca pewną czy chce usłyszeć jego odpowiedź.
- Bo mi na Tobie bardzo zależy i chciałbym żebyś to w końcu zrozumiała – powiedział patrząc jej w oczy przechodząc dłonią na brodę tym samym uwalniając jej wargę spod zębów.
                Westchnęła głęboko czując sensacje żołądkowe pod wpływem jego dotyku.
- Nie jestem gotowa na to James – powiedziała patrząc mu w oczy, przez krótką chwilę się zawahała po czym opuszkami palców przejechała po jego policzku czując krótki, twardawy już zarost chłopaka.
                Uśmiechnął się delikatnie.
                Odgarnął jej włosy za ucho.
- Więc poczekamy, aż będziesz – szepnął.
- A chcesz poczekać? – również wyszeptała patrząc mu prosto w oczy.
                Stykali się czubkami nosów, a ich usta dzieliły centymetry.
- A mam czekać? – jego gorący oddech owionął jej twarz.
                Zarumieniła się.
                Zastanowiła się chwilę.
                No właśnie? Ma czekać na nią?
- Tak – odpowiedziała niepewnie – tylko James żebyś nie pomyślał sobie, że… - zaczęła pośpiesznie tłumaczyć mu, że to, że na nią zaczeka nie jest jednoznaczne z tym, że kiedyś będą razem.
- Na Ciebie warto czekać – przerwał jej tłumaczenia – tylko pod jednym warunkiem – zastrzegł.
- Jakim? – zapytała zaskoczona.
- Pozwól mi o siebie zadbać i zaopiekować się Tobą.
                Nie odpowiedziała.
                Co raz bardziej zbliżali się do siebie, już prawie stykali się ustami gdy…
                               …z kieszeni Jamesa wydobyło się nieznośne i natarczywe pukanie.
                James zastygł w bezruchu i wściekły zacisnął zęby – prawie nimi zgrzytał.
                Zarumieniona dziewczyna spojrzała na niego pytająco, a on sięgnął do tylnej kieszeni jeansów i wyciągnął z niej dwukierunkowe lusterko.
- Słucham Łapo? – zapytał przesłodzonym uprzejmością głosem patrząc w taflę maleńkiego lusterka.
- Nie wściekaj się – McGonagall do was idzie, jest wściekła – wyjaśnił szybko Syriusz – zbieraj się bo przed chwilą wyszła z klasy, powiedziałem jej, że schodzi Ci się z powrotem z obiadu.
- Cholera – zaklął James – dobra dzięki Łapo, już idę – pożegnał się z przyjacielem i schował lusterko do tylnej kieszeni – przepraszam Cię ale muszę znikać, jak przyjdzie McGonagall to mnie tutaj nie było, a kanapki przelewitowałem Ci rano przez schody.
- James co znowu przeskrobałeś? – zapytała zakładając ręce na piersiach – i właściwie jak się tutaj dostałeś? – zapytała oburzona swoim nagłym olśnieniem, ponieważ właśnie uświadomiła sobie, że chłopak jest tutaj całkowicie nielegalnie.
- Cieszę się Kochanie, że wracasz do zdrowia – powiedział wesoło w ten sposób komentując jej oburzenie – wleciałem na miotle – wyszczerzył się zakładając buta – a teraz na niej wylatuję i widzimy się później – wsiadł na miotłę i stanął na parapecie okna dormitorium – a do rozmowy wrócimy Mała – puścił jej oczko i po chwili zniknął za oknem dormitorium dziewczyn z siódmego roku Gryffindoru.

***

                Gospoda pod Świńskim Łbem.
                Zakurzone, rzadko oblegane miejsce na przedmieściach Hogsmeade – tak przez mieszkańców, jak i przez uczniów odwiedzających miasteczko.
                Dla niego to było lepsze – nie musiał przebywać w towarzystwie tych wszystkich wścibskich ludzi non stop patrzących na niego.
                Popadał w paranoję?
                Najpewniej.
                Po tylu latach co, kogo obchodziła jej śmierć? Wszyscy, którzy pamiętali tragedię jego rodziny już nie żyją, albo przeszli nad tym do porządku dziennego.
                Próbował, bardzo się starał zapomnieć o tym i bez złych wspomnień żyć dalej.
                Od czasu jej pogrzebu – lata wstecz – nie odzywali się do siebie za bardzo, tylko parę oschłych wiadomości przesyłanych do siebie, żeby sprawdzić czy dalej istnieją – pomimo tak małej odległości w jakiej się od siebie znajdowali.
                Mimo wszystko, mimo swojego żalu chciał mieć z nim kontakt – w końcu to jedyny krewny jaki mu pozostał, ale w obliczu tych wszystkich okropnych wydarzeń jakie mają miejsce w ich świecie on na pewno jest zajęty ważniejszymi sprawami i nie ma czasu na pojednania.
                Nie ma czasu na zapomnienie żali i win.
                Po tylu latach nie było już ważne, kto jest winny, a kto nie.
                W tym właśnie momencie – bardziej niż kiedykolwiek chciał tego pojednania.
                Te złe czasy, w których przyszło im żyć to sprawiły.
                Z jego rozmyślań wyrwał go dzwonek wiszący nad drzwiami wejściowymi, który zabrzęczał obwieszczając przybycie nowego klienta, co zmusiło barmana do wyjścia z zaplecza, gdzie właśnie siedział.
- Pewnie znowu Mundungus chce sobie popić za darmo – westchnął w myślach.
                Spojrzał na drzwi wejściowe chcąc wygonić napraszającego się czarodzieja, szukającego taniego zysku – cudzym, drogim kosztem.
                W drzwiach stała wysoka, szczupła postać starszego mężczyzny ubrana w elegancką szatę czarodziejów.
                Jak ogromne było zdziwienie barmana!

***

                Nie jest gotowa na to żeby teraz się z nim wiązać, ale zgodziła się żeby na nią czekał!
                Czy to oznacza, że jednak ma szansę?
                Czy to znaczy, że może liczyć na to, że kiedyś w końcu ona będzie jego?
                Jak wielki musiał być jej zawód po rozstaniu z Masonem – nieświadomie zacisnął pięści na różdżce – skoro Lily ma aż taki uraz do związków. Jakby tylko wiedział co było powodem ich rozstania, i dlaczego Lily tak cierpiała przez niego – wiedziałby czego jej oszczędzić.
                A może Mason zrobił coś, czego James nigdy by się nie dopuścił?
                Nigdy by nie skrzywdził Lily – w każdym razie nie zrobiłby tego świadomie.
                Rozglądając się czy nauczycielka od Transmutacji znikąd nie nadchodzi przeszedł szybkim krokiem przez Dziedziniec Transmutacji i wszedł do klasy, w której uczniowie siedzieli i nudząc się czekali na profesorkę.
                Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni, że przybył szybciej niż ona.
                Zignorował ich.
- Dzięki Łapo – poklepał przyjaciela po plecach – gdyby nie Ty mogłoby być ciężko – westchnął głęboko siadając obok przyjaciół na końcu klasy.
- Przecież Ruda się źle czuje! – zawołał Syriusz nie znając prawdziwego powodu, dla którego „mogłoby być ciężko”.
- Już się czuje lepiej – powiedział nie rozumiejąc oburzenia przyjaciela James.
- To wy już AŻ taka zgoda? – zapytał zszokowany Black.
- Jaka zgoda? – zgłupiał James.
- Taka, że wy.. no wiesz.. – nerwowo zerknął na Lisę Brownstone przysłuchującą się ich rozmowie.
                Jamesa nagle olśniło.
- Czyś Ty zgłupiał? – roześmiał się Rogacz – Źle się czuła więc dostarczyłem jej śniadanie, przelewitowałem je do ich sypialni – powiedział Rogacz na tyle głośno żeby Lisa – mało przyjazna jak na Gryfonkę, jedna z lokatorek dormitorium, w którym mieszkała Lily i Sandra – słyszała wszystko co mówi do Łapy.
                Huncwoci od razu zorientowali się o co chodzi.
- Robiłem notatki, akurat jej się przydadzą – powiedział rozbawiony Remus – dam jej popołudni – uśmiechnął się do przyjaciela.
- Chętnie bym i to popołudnie z nią spędził ale niestety mam trening Quidditcha – westchnął James.
                Lisa podejrzliwie zwęziła oczy.
                W tym momencie do klasy weszła profesor McGonagall i wszystkie rozmowy ucichły.
- Witamy szanownego pana Pottera – warknęła do Jamesa szczerzącego się do niej.
- Dzień dobry pani profesor! – zawołał chłopak.
- Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru za Twoje spóźnialstwo – warknęła – proszę otworzyć książki na zaklęciach kamuflujących – warknęła do klasy.
                James uśmiechnął się szarmancko do przyglądającej się mu Lisy, która spłonęła dorodnym rumieńcem.

***

                Przez dłuższą chwilę stali i na siebie patrzyli nie mówiąc nic – zupełnie tak jakby napawali się swoim widokiem.
                Tak do siebie podobni.
                Tak bardzo sobie bliscy, a jednak dalecy.
                Bracia – tylko siebie mają na świecie.
                Dwie pary błękitnych oczu patrzyły na siebie.
- Co Ci się stało, że tutaj przyszedłeś? – zapytał Aberforth.
- Musimy porozmawiać – powiedział spokojnie Albus – o tym co się dzieje w naszym świecie – wyjaśnił.
- Co musiało się stać, że przyszedłeś spotkać się ze mną – warknął mężczyzna – przez tyle czasu nic Cię nie obchodziło.
                Dumbledore spokojnie usiadł przy zakurzonym barze.
- Zawsze mnie obchodziłeś Aberfothcie – powiedział patrząc na niego znad okularów połówek – jednak zostawmy wyjaśnienia na inny czas, bo teraz nie mamy go za wiele – powiedział rozglądając się po gospodzie – może uraczyłbyś mnie butelką kremowego piwa?
- Na rozmowę nie masz czasu, ale na piwo masz? – załamał beznadziejnie ręce barman.
- Nie dzieje się dobrze w naszym świecie – powiedział ignorując zarzut brata Dumbledore – cały nasz świat jest w wielkim niebezpieczeństwie.
- Kto znowu się panoszy? – warknął barman stawiając przed nim butelkę piwa i przypomniał sobie Grindewalda.
- Nazywa siebie Voldemortem – powiedział Dumbledore – Tom Riddle – dodał.
- Riddle? – zastanowił się Aberforth – ten chłopak co był w Slytherinie, wtedy co była ta afera ze zginięciem dziewczyny? – zmarszczył brwi próbując sobie skojarzyć młodego Toma Riddle’a – pamiętam go, był dziwny.
- Ciekawe, że skojarzyłeś go z tą sprawą – zainteresował się Dumbledore.
- Pisałeś mi o nim – mam dobrą pamięć – powiedział oschle barman – i sam połączyłeś te fakty wtedy.
- Masz rację – powiedział Dumbledore – moim zdaniem Dippet wtedy wyrzucił ze szkoły nie tą osobę co trzeba, a sprawca tego wszystkiego teraz robi o wiele gorsze rzeczy, niż śmierć tej jednej dziewczyny – westchnął Dumbledore upijając spory łyk z butelki.
- Zamierzasz coś z tym zrobić? – zapytał z zainteresowaniem Aberforth.
- Przyjedź do Doliny Godryka w sobotę po południu, do domu Potterów – powiedział spokojnie Albus – dom numer sześć.
- Znowu Dolina Godryka, co Albusie? – zakpił Aberforth – Po cholerę mam tam przyjść? – zapytał.
- Tym razem zrobimy to razem – wyjaśnił mu Dyrektor – tym razem będziemy walczyć we dwóch, bo bez Ciebie nie chcę już tego robić – spojrzał bratu poważnie w oczy racząc go najprawdopodobniej największym wyznaniem w życiu.

***
                Wstała.
                Czuła się już znacznie lepiej więc postanowiła na kolację zejść do Wielkiej Sali.
                Czy była głodna?
                Raczej nie, bardziej chciała spotkać się z Jamesem niż zjeść kolację.
                Uśmiechnęła się do siebie pod nosem.
                Dojrzał!
                Naprawdę się zmienił na lepsze.
                Dla kogo?
                Dla niej?
                Chyba tak.
                Tyler nigdy nie był dla niej taki jak James. Za każdym razem jak źle się czuła – czy to z powodu choroby, czy swoich kobiecych dolegliwości on uważał, że przesadza. Zawsze leżała sama w dormitorium, i gdyby nie Sandra prawdopodobnie byłaby głodna.
                O tak – Tyler Mason nie nadawał się na partnera. Nie było w nim nic z czułości, przywiązania i opiekuńczości. Był zainteresowany tylko i wyłącznie zaspokajaniem własnych potrzeb, w których nie było miejsca na spełnianie próśb i pragnień jego dziewczyny – prawdę mówiąc potrzeby Tylera były tak wielkie, że nie było w nich miejsca na nic.
                James Potter?
                Zmienił się, naprawdę zmienił się na lepsze. Stał się subtelny, czuły, uroczy, opiekuńczy i kochany.
Miał wiele wad – to fakt.
Miała świadomość tego, że on nigdy do końca taki jakim by chciała żeby był. Jedno jest pewne na swój sposób James szczerze ją kocha – co okazuje na każdym kroku, a te jego wszystkie – kiedyś według niej – niedojrzałe zachowania dodają mu dziecinnego uroku, który koniec końców bardzo przypadł jej do gustu.
                Uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie jego urwisowatej miny kiedy zorientowała się, że złamał regulamin przynosząc jej jedzenie.
                Opiekował się nią.
                Po raz pierwszy w życiu ktoś naprawdę się nie zaopiekował.
                Ktoś prócz rodziców.

                Nareszcie ktoś spoza najbliższej rodziny sprawił, że poczuła się zwyczajnie kochana.

2 komentarze:

  1. Właśnie dziś miałam do Ciebie pisać, kiedy odcinek :D
    Bardzo podobały mi się przemyślenia Lily z końcowego akapitu. Super, że dostrzega zmianę Jamesa. A McGonagall musiała się nieźle wkurzyć, że Potter zrobił ją jednak w balona i wrócił przed nią :D
    Pozdrawiam serdecznie! :)
    Izis

    OdpowiedzUsuń
  2. Niech Lily pilnuje tego Jamesa, bo go schrupie chyba. Ale słodziak <3 Też chcę takiego swojego Rogacza. Odcinek mi się podoba ;) Ah, chciałabym widzieć mine McGonagall, kiedy weszla do klasy. Bezcenne ;D Czekam na kolejny odcinek. Wybacz, że przeczytałam tak późno, mam nadzieję, że takie zwlekanie już sie nie powtórzy.

    OdpowiedzUsuń