wtorek, 4 czerwca 2013

IV

                Dormitorium Huncwotów.
                Najbardziej straszące bałaganem i tym co się kryje w jego czeluściach miejsce w Wieży Gryffindoru, zamieszkałe przez czterech niesfornych siedemnastolatków.
                Dlaczego w każdym innym dormitorium mieszka pięć osób, a akurat w tym tylko cztery?
                Odpowiedź jest prosta.
                Już na pierwszym roku ta czwórka Gryfonów dała się we znaki swojemu współlokatorowi, który po pierwszym tygodniu swojego pobytu w Hogwarcie poprosił profesor McGonagall o przeniesienie do innego dormitorium. Pani profesor przeniosła znerwicowanego Kevina Smitha do innego lokum uprzednio powiększając je czarami tak aby zmieściło się jeszcze jedno – szóste łóżko.
                Wtedy Huncwoci dostali drugi szlaban w swojej hogwarckiej karierze.
                Drugi, bo już pierwszego dnia nieznośna kotka woźnego Filcha wisiała za ogon pod sklepieniem Wielkiej Sali, powieszona tam przez nikogo innego jak przez Jamesa i Syriusza.
                Dlaczego Peter i Remus dostali szlaban?
                Akurat byli w pobliżu a rozeźlona profesor McGonagall nie ma w zwyczaju słuchać tłumaczeń uczniów.
                Jak łatwo się domyślić drugi szlaban był za „zakłócanie spokoju Kevina Smitha” – właśnie tak mają wpisane w aktach woźnego Filcha mieszczących się w szufladzie, w jego śmierdzącym środkiem do pastowania podłóg gabinecie.
                Warto wspomnieć, że Huncwoci mają tam cztery oddzielne szuflady, w których większość miejsca zajmują akta Syriusza i Jamesa, a Remus i Peter pojawiają się tam sporadycznie – najczęściej dlatego, że znajdowali się w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiednim czasie.
                Właśnie w tym dormitorium w czwartkowe popołudnie czterech siódmorocznych Gryfonów  wygodnie porozkładanych na swoich łóżkach wspominało szlabany odbyte podczas swojego prawie siedmioletniego pobytu w Zamku.
- Dlaczego właściwie jeszcze nie dostaliśmy żadnego szlabanu w tym roku? – zapytał Syriusz rzucając do Jamesa kafla, którego Rogacz podebrał ze składziku ze sprzętem do Quidditcha.
- Może w końcu zmądrzeliście? – zapytał Remus zaczytany w mugolskiej książce pożyczonej od Lily.
                James uniósł powątpiewająco prawą brew i z uśmiechem zmierzwił sobie włosy.
- Nawet mi się nudzi – stwierdził Peter, który zawsze biorąc udział w kawałach chłopaków był najbardziej przestraszony – kiedyś nawet Syriusz musiał go ocucić wymierzając siarczysty policzek, po którym dzięki Bogu pulchny Gryfon się ocknął, ponieważ James i Syriusz nie mieliby siły taszczyć go z Wieży Astronomicznej do Pokoju Wspólnego Gryffindoru jednocześnie patrząc czy nikt za nimi nie idzie.
- Chodź Rogaty, zabawimy się – powiedział podnieconym głosem Syriusz podskakując na swoim łóżku łapiąc kafla odrzuconego mu przez Jamesa.
- To zabrzmiało dziwnie – parsknął śmiechem Rogacz – nie wiem czy to dobry pomysł… - dodał powątpiewająco nieznacznie poważniejąc – przecież wiesz jak na Lily działają nasze żarty – westchnął głęboko przywołując obraz rudowłosej Gryfonki.
- Nie no błagam Cię! – zawołał Syriusz zrywając się z łóżka – nie mów mi, że przez Twoje starania o Lily, ja będę cierpiał!
- Zazdrosny? – parsknął James.
- Nie zazdrosny, tylko stoję na straży Twojej młodości przyjacielu, a to jest różnica! – wykręcił się Łapa mocno rzucając w przyjaciela kaflem – oj chodź, co Ci szkodzi? – nie przestawał marudzić.
- Dobra, możemy iść tylko tak żebym nie dostał szlabanu! – zastrzegł James pokazując ostrzegawczo na przyjaciela palcem wskazującym – muszę mieć czas na wieczory z Lily!
- Nie dostaniesz szlabanu – zapewnił go Syriusz – a nawet jak dostaniesz, to przysięgam Ci, ze Lily się o niczym nie dowie.
- Ja bym się bał Rogaczu – wtrącił się Remus przewracając kartkę w książce.
- Luniek, a książka Cię przypadkiem nie interesuje? – zapytał złośliwie Syriusz patrząc na zawahanie na twarzy Jamesa – no Rogacz przecież nie wkopałbym przyjaciela! – oburzył się.
- To co Łapo? – zapytał James z błyskiem w oku.
- Ślizgoni przybywamy! – zawył Syriusz i razem z Jamesem wybiegli z dormitorium z szatańskimi uśmieszkami na ustach.

***

- Będę musiała poprosić Jamesa żeby wytłumaczył to cholerne zaklęcie zmieniające dźwięk głosu – warknęła Lily po raz dziesiąty czytając formułę zaklęcia zapisaną w książce do Transmutacji.
- Nigdy nie miałaś takich problemów z Transmutacją – zauważyła Sandra patrząc pytająco na przyjaciółkę – co się dzieje Lily?
- Nic się nie dzieje, McGonagall się wściekła w tym roku – załamała ręce Ruda – w zeszłym roku jakoś mniej tego było, poza tym martwią mnie te ciągłe zaginięcia mugolaków – westchnęła przełykając gulę paniki, która natychmiast narosła w jej gardle – czytałaś dzisiaj o zaginięciach w Manchesterze? Mało tego pisali o dziwnej mgle unoszącej się tylko na przedmieściach Londynu.
- Przestań panikować Lily – powiedziała z przekonaniem Sandra – w Hogwarcie nic Ci nie grozi!
- Mi tutaj nie – powiedziała Lily – ale za murami szkoły jest jeszcze moja rodzina, która jest nieświadoma niczego!
- Przestań, bo zawalisz szkołę niepotrzebnie się martwiąc! – oburzyła się blondynka.
- Idę do Jamesa, żeby wytłumaczył mi to cholerne zaklęcie – zirytowała się Ruda, wstała z łóżka i biorąc książkę pod pachę pewnym krokiem wymaszerowała z dormitorium.

***

- Gotowe? – zapytał Syriusz Jamesa jak jego przyjaciel z huncwockim błyskiem w oku wymaszerował z łazienki w lochach.
- Oczywiście, że tak – zaśmiał się jak chochlik – jutro Ślizgoni będą uroczy! – poklepał przyjaciela po plecach.
- Nie mogę się doczekać! – zaśmiał się głośno Łapa.

***

- Nie zaprzyjaźnię się z nią znowu! – zawołał oburzony pomysłem Regullusa Snape.
- Bo? – młodszy Black uniósł pytająco prawą brew.
- Bo nie mam zamiaru przyjaźnić się z tą zapchloną szlamą! – warknął Snape.
                Prawda była zupełnie inna – to ona nie chce się przyjaźnić z nim, ale przecież za żadne skarby tego świata nie przyzna się, że Lily Evans go odrzuca.
- Nie przesadzaj Snape – warknął Black – dla Czarnego Pana mógłbyś to zrobić.
- To może Ty się z nią zaprzyjaźnij?! – zawołał oburzony Snape.
- Ja nie mogę – warknął Regullus – Matka by mnie wydziedziczyła jak mojego braciszka – oczami wyobraźni zobaczył gobelin z wypaloną papierosem dziurą z podpisem „Syriusz Black”.
                O nie!
                Regullus lubił opływać w luksusach rodu Blacków i za żadne skarby nie naraziłby swojego dobrego imienia prowadzając się ze szlamowatą Evansówną.
- Zrobisz to dla Czarnego Pana! – warknął władczo Regullus poprawiając grzywkę, wytwornie opadającą mu na czoło – czy tego chcesz czy nie!
- Niech Cię cholera Black! – pomyślał wściekły Snape i trzaskając drzwiami zniknął w swoim dormitorium.

***

                Stanęła przed drzwiami dormitorium Huncwotów.
                Pierwszy raz w życiu przyszła tu z własnej woli!
                I to po to żeby poszukać Jamesa Pottera.

„Panowie Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz
informują, że po przekroczeniu progu ich świątyni
bałaganu i nierządu, można umrzeć od niepohamowanego śmiechu,
lub
zakochać się w urodzie mieszkańców”

                Napis widniejący na drzwiach dormitorium Huncwotów wcale nie dodał jej odwagi – wręcz przeciwnie miała ochotę uciec stąd gdzie pieprz rośnie, zwłaszcza po przeczytaniu zdania „zakochać się w urodzie mieszkańców” jej chęci na nauczenie się zaklęcia zmieniającego głos były bliskie zeru.
                Wzięła głęboki oddech i zapukała do drzwi.
- Proszę! – usłyszała głos Remusa.
                Niepewnie weszła do dormitorium od razu potykając się o kufer Syriusza stojący w samym przejściu, upadając na kolana wypuściła ciężkie tomisko od transmutacji z rąk, które poleciało prosto w Glizdogona uderzając go kantem twardej okładki w czoło.
- Cholera jasna! – zaklęła dziewczyna na co odpowiedziało jej jęknięcie znokautowanego Petera – Cholera jasna! – powtórzyła patrząc jak chłopakowi rośnie na samym środku czoła guz – przepraszam Peter! – zawołała gramoląc się z podłogi.
- Nie przejmuj się Lily – jęknął chłopak trzymając się za czoło – to Łapy kufer tutaj zawinił, a Remus zaraz poradzi coś na tego guza – spojrzał błagalnie na zanoszącego się śmiechem Remusa.
- Poradzi, poradzi – potwierdził próbując opanować napad śmiechu wywołany scenką – Lily, potrzebujesz czegoś? – zapytał patrząc na zakłopotaną dziewczyną.
- Tak, Jamesa – opowiedziała bez chwili namysłu.
- Potrzebujesz Jamesa? – Remus uniósł pytająco brwi.
                Zarumieniła się.
- Nieważne – powiedziała i zabierając swoją książkę szybko uciekła z dormitorium Huncwotów.

***

                Jak mógł się tak zmienić?
                Jak mógł dopuścić do tego, że jego jedyna prawdziwa przyjaciółka, będąca zarazem jedyną kobietą, którą szczerze kochał odwróciła się od niego?
                Więcej!
                Jak mógł wstąpić w szeregi Czarnego Pana chcącego zabić każdego czarodzieja jej pokroju?
                Odpowiedź była prosta i oczywista.
                James Potter!
                Nienawidził tego Gryfona całym sercem – za to jak za każdym razem poniżał go razem ze swoim kumplem Syriuszem Blackiem, za to, że był popularny, za to, że był lubiany, za to, że on – Severus Snape samozwańczy „Książę Półkrwi” musiał siedzieć godzinami nad książkami żeby mieć dobre stopnie, a on James Potter nie poświęcił temu ani minuty – książki Jamesa Pottera nawet na koniec roku błyszczały nowością i pachniały księgarnią – przynajmniej na takie wyglądały, i wreszcie…
                …za to, że Lily Evans wyraźnie zaczęła zwracać uwagę na tego zadufanego w sobie Gryfona!    Wściekły rzucił się z impetem na swoje łóżko.

***

- Albusie rozmawiałem z rodziną Wesleyów, Longbottomów, Meadows i z moimi rodzicami – wszyscy zapiszą się do Zakonu – powiedziała twarz Ignotusa Pottera wystająca z kominka w okrągłym gabinecie dyrektora Hogwartu.
- Artur i Molly Wesley chcą zapisać się do Zakonu, pomimo dziecka w drodze? – zapytał zaskoczony Dumbledore chodząc wzdłuż kominka – doskonale… - mruknął gładząc się po swojej długiej, siwiejącej brodzie.
- Ignotusie, upewnij się, że się nie wycofają ze swoich deklaracji – poprosił spokojnie Dumbledore kucając naprzeciwko twarzy pana Pottera – poinformuj mnie, wtedy przekażę im gdzie znajduje się siedziba Zakonu i zorganizujemy zebranie.
- Dobrze – zgodził się Ignotus – Dumbledore?
- Tak, przyjacielu?
- Uważaj na mojego syna i Syriusza, Dorea będzie spokojniejsza jak jej powiem, że masz ich na oku – westchnął Ignotus i zniknął w zielonych płomieniach proszku Fiuu.
- Wiesz, że walka nie ma sensu Dumbledore? – powiedział obraz Fineasa Nigellusa – Przegracie z Sam-Wiesz-Kim.
- Przegrywa tylko ten, kto nie podejmuje walki – powiedział spokojnie Dumbledore – i nie zapominaj Fineasie o swoich zobowiązaniach wobec obecnego Dyrektora Hogwartu – dodał przypominając o zachowaniu poufności informacji zasłyszanych w okrągłym gabinecie.

***

- Rogaczu, skromny kawał ale zawsze jest! – podskakiwał koło niego rozochocony Syriusz klaszcząc w dłonie.
- Skromny, bo się starzejemy przyjacielu – zaśmiał się James – Czekoladowe Żaby – Rogacz podał hasło Grubej Damie – Ty pierwszy – przepuścił przyjaciela jak tylko obraz leniwie się odsunął, odsłaniając wejście do Pokoju Wspólnego Gryfonów.
- Nie no, Ty pierwszy – przepuścił go Syriusz.
- Nie przyjacielu, nalegam – naciskał James.
- O nie! Proszę idź Rogasiu – zawtórował mu Łapa.
- Nie Łapciu, jednak Ty!
- James…
- Długo mam tak wisieć bez sensu?! – zawołała oburzona Gruba Dama słysząc jak chłopaki nawzajem się przepuszczają – za chwilę będziecie spać pod obrazem! – warknęła rozeźlona.
- Gruba Damo, Violett z trzeciego piętra o Ciebie pytała – powiedział Syriusz próbując udobruchać zirytowany obraz.
- Ty mnie tutaj Black nie zagaduj i właźcie, bo chcę iść spać!
                James zaśmiał się głośno i jako pierwszy przekroczył próg Pokoju Wspólnego.
                Zobaczył burzę rudych włosów pędzącą ku niemu i ostatecznie odbijającą się od jego torsu – w ostatniej chwili złapał ją w ramiona chroniąc tym samym przed upadkiem.
- Śpieszysz się gdzieś Evans? – zapytał z huncwockim uśmieszkiem mocno trzymając ją w ramionach.
                Syriusz widząc całą sytuację taktownie się ulotnił znikając za drzwiami prowadzącymi do dormitorium chłopców.
- Na brodę Merlina! James! – zawołała dziewczyna patrząc na niego zaskoczona – szukałam Cię – dodała mocno się rumieniąc.
- Tak? A co tam chciałaś Piękna? – zapytał nie wypuszczając jej z objęć.
- Potrzebuję pomocy z zaklęciem zmieniającym dźwięk głosu – powiedziała nieśmiało patrząc mu w oczy kompletnie odurzona jego zapachem.
                Jeszcze bardziej się zaczerwieniła.
- Mógłbyś mnie już puścić? – zapytała z trudem łapiąc oddech jak zauważyła, że ich twarze dzielą centymetry.
                Niechętnie, odurzony delikatnym truskawkowym zapachem jej perfum wypuścił ją z objęć i spojrzał na nią próbując ukryć zakłopotanie.
- Chodź – pociągnął ją za dłoń i wyprowadził z Pokoju Wspólnego.
                Poszli do klasy, w której zwykli ćwiczyć wszystkie zaklęcia, z którymi Lily miała problem.
                Dziewczyna swoim zwyczajem usiadła na ławce i patrzyła na Jamesa, który zawsze wychodził ze skóry, żeby pomóc jej jak najlepiej zaliczyć ten rok Transmutacji.
- Dlaczego masz symetryczne siniaki na kolanach? – zapytał James patrząc na gołe nogi dziewczyny, mającej na sobie luźne spodenki tuż przed kolano.
- Bo poszłam do waszego dormitorium i potknęłam się o kufer Syriusza – odpowiedziała zabawnie marszcząc przy tym nos.
- A.. no tak! Łapa i jego kufer, poemat można by o tym napisać – zażartował James podchodząc do niej i wyjmując różdżkę – poczujesz chłód – szepnął przykładając różdżkę do jej prawego kolana.
                Z różdżki leniwie wypłynął blady promyczek, poczuła przyjemny chłód w kolanie i po chwili siniak z prawej nogi zniknął.
                Powtórzył czynność na lewym kolanie, ponownie patrząc jej głęboko w oczy.
                Przygryzła dolną wargę patrząc na niego wyczekująco mocno się przy tym rumieniąc.
                Spojrzał na jej zagryzioną wargę i oblizał usta nieznacznie przysuwając się do niej.
                Stał bardzo blisko niej – na tyle blisko, że czuł jak jej ciało drży – z zimna, czy z jego bliskości? Przysunął się bliżej i położył dłonie na ławce po obu stronach dziewczyny – teraz czuła na twarzy jego gorący oddech, pod wpływem którego uwolniła wargę spod zaciskających ją zębów lekko rozchylając usta i mrużąc oczy, w oczekiwaniu na to co chłopak zrobi.
                Stykali się nosami, a jej serce mało nie wyskoczyło z klatki piersiowej trzepocząc w zawrotnym tempie.
                Usta dzieliły milimetry…
                …westchnął głęboko.
- A więc zaklęcie zmieniające dźwięk głosu – wyszeptał jej w usta z każdym słowem delikatnie muskając szczytem warg jej, jednocześnie delikatnie i czule uderzając swoim nosem, o nos dziewczyny – formuła to mutare vocem – powiedział zbierając całą swoją siłę woli i odsuwając się od niej gwałtownie, przez co zostawił ją w nie małym osłupieniu, z milionem myśli goniących przez jej głowę.
                Spojrzała na niego przerażona tym co właśnie się stało.
                No właśnie…
 - A co tak właściwie się stało? – zadała sobie pytanie w myślach nie rozumiejąc jego zachowania i swoich uczuć do tego czarnowłosego, obrzydliwie przystojnego Gryfona.

2 komentarze:

  1. Jak zawsze świetnie ;) Wystraszyłaś mnie, już myślałam, że pokłócisz Jamesa i Lily. Ale czuję, że pokłócisz. Albo z powodu Ślizgonów, albo z powodu opiekuńczości Rogacza, co do Rudej, kiedy na horyzoncie pojawi się Severus. No nic :) Zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe, co będzie z Severusem... Eh, koniec mógłby być trochę inny, ale nie ma co narzekać, mogło być gorzej ;D Mam nadzieję, że niedługo dojdzie do pocałunku i się zejdą łaskawie ;D
    Pozdrawiam!
    Izis
    PS. dobrze, że nie kazałaś za długo czekać na notkę ;D

    OdpowiedzUsuń