Dormitorium Huncwotów.
Najbardziej straszące bałaganem
i tym co się kryje w jego czeluściach miejsce w Wieży Gryffindoru, zamieszkałe
przez czterech niesfornych siedemnastolatków.
Dlaczego w każdym innym
dormitorium mieszka pięć osób, a akurat w tym tylko cztery?
Odpowiedź jest prosta.
Już na pierwszym roku ta czwórka
Gryfonów dała się we znaki swojemu współlokatorowi, który po pierwszym tygodniu
swojego pobytu w Hogwarcie poprosił profesor McGonagall o przeniesienie do
innego dormitorium. Pani profesor przeniosła znerwicowanego Kevina Smitha do
innego lokum uprzednio powiększając je czarami tak aby zmieściło się jeszcze
jedno – szóste łóżko.
Wtedy Huncwoci dostali drugi
szlaban w swojej hogwarckiej karierze.
Drugi, bo już pierwszego dnia
nieznośna kotka woźnego Filcha wisiała za ogon pod sklepieniem Wielkiej Sali,
powieszona tam przez nikogo innego jak przez Jamesa i Syriusza.
Dlaczego Peter i Remus dostali
szlaban?
Akurat byli w pobliżu a
rozeźlona profesor McGonagall nie ma w zwyczaju słuchać tłumaczeń uczniów.
Jak łatwo się domyślić drugi
szlaban był za „zakłócanie spokoju Kevina
Smitha” – właśnie tak mają wpisane w aktach woźnego Filcha mieszczących się
w szufladzie, w jego śmierdzącym środkiem do pastowania podłóg gabinecie.
Warto wspomnieć, że Huncwoci
mają tam cztery oddzielne szuflady, w których większość miejsca zajmują akta
Syriusza i Jamesa, a Remus i Peter pojawiają się tam sporadycznie – najczęściej
dlatego, że znajdowali się w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiednim czasie.
Właśnie w tym dormitorium w
czwartkowe popołudnie czterech siódmorocznych Gryfonów wygodnie porozkładanych na swoich łóżkach
wspominało szlabany odbyte podczas swojego prawie siedmioletniego pobytu w
Zamku.
- Dlaczego
właściwie jeszcze nie dostaliśmy żadnego szlabanu w tym roku? – zapytał Syriusz
rzucając do Jamesa kafla, którego Rogacz podebrał ze składziku ze sprzętem do
Quidditcha.
- Może w
końcu zmądrzeliście? – zapytał Remus zaczytany w mugolskiej książce pożyczonej
od Lily.
James uniósł powątpiewająco prawą
brew i z uśmiechem zmierzwił sobie włosy.
- Nawet mi
się nudzi – stwierdził Peter, który zawsze biorąc udział w kawałach chłopaków
był najbardziej przestraszony – kiedyś nawet Syriusz musiał go ocucić
wymierzając siarczysty policzek, po którym dzięki Bogu pulchny Gryfon się
ocknął, ponieważ James i Syriusz nie mieliby siły taszczyć go z Wieży
Astronomicznej do Pokoju Wspólnego Gryffindoru jednocześnie patrząc czy nikt za
nimi nie idzie.
- Chodź
Rogaty, zabawimy się – powiedział podnieconym głosem Syriusz podskakując na
swoim łóżku łapiąc kafla odrzuconego mu przez Jamesa.
- To
zabrzmiało dziwnie – parsknął śmiechem Rogacz – nie wiem czy to dobry pomysł… -
dodał powątpiewająco nieznacznie poważniejąc – przecież wiesz jak na Lily
działają nasze żarty – westchnął głęboko przywołując obraz rudowłosej Gryfonki.
- Nie no
błagam Cię! – zawołał Syriusz zrywając się z łóżka – nie mów mi, że przez Twoje
starania o Lily, ja będę cierpiał!
- Zazdrosny?
– parsknął James.
- Nie
zazdrosny, tylko stoję na straży Twojej młodości przyjacielu, a to jest
różnica! – wykręcił się Łapa mocno rzucając w przyjaciela kaflem – oj chodź, co
Ci szkodzi? – nie przestawał marudzić.
- Dobra,
możemy iść tylko tak żebym nie dostał szlabanu! – zastrzegł James pokazując
ostrzegawczo na przyjaciela palcem wskazującym – muszę mieć czas na wieczory z
Lily!
- Nie
dostaniesz szlabanu – zapewnił go Syriusz – a nawet jak dostaniesz, to
przysięgam Ci, ze Lily się o niczym nie dowie.
- Ja bym się
bał Rogaczu – wtrącił się Remus przewracając kartkę w książce.
- Luniek, a
książka Cię przypadkiem nie interesuje? – zapytał złośliwie Syriusz patrząc na
zawahanie na twarzy Jamesa – no Rogacz przecież nie wkopałbym przyjaciela! –
oburzył się.
- To co
Łapo? – zapytał James z błyskiem w oku.
- Ślizgoni
przybywamy! – zawył Syriusz i razem z Jamesem wybiegli z dormitorium z
szatańskimi uśmieszkami na ustach.
***
- Będę
musiała poprosić Jamesa żeby wytłumaczył to cholerne zaklęcie zmieniające
dźwięk głosu – warknęła Lily po raz dziesiąty czytając formułę zaklęcia
zapisaną w książce do Transmutacji.
- Nigdy nie
miałaś takich problemów z Transmutacją – zauważyła Sandra patrząc pytająco na
przyjaciółkę – co się dzieje Lily?
- Nic się
nie dzieje, McGonagall się wściekła w tym roku – załamała ręce Ruda – w zeszłym
roku jakoś mniej tego było, poza tym martwią mnie te ciągłe zaginięcia
mugolaków – westchnęła przełykając gulę paniki, która natychmiast narosła w jej
gardle – czytałaś dzisiaj o zaginięciach w Manchesterze? Mało tego pisali o
dziwnej mgle unoszącej się tylko na przedmieściach Londynu.
- Przestań
panikować Lily – powiedziała z przekonaniem Sandra – w Hogwarcie nic Ci nie
grozi!
- Mi tutaj
nie – powiedziała Lily – ale za murami szkoły jest jeszcze moja rodzina, która
jest nieświadoma niczego!
- Przestań,
bo zawalisz szkołę niepotrzebnie się martwiąc! – oburzyła się blondynka.
- Idę do
Jamesa, żeby wytłumaczył mi to cholerne zaklęcie – zirytowała się Ruda, wstała
z łóżka i biorąc książkę pod pachę pewnym krokiem wymaszerowała z dormitorium.
***
- Gotowe? –
zapytał Syriusz Jamesa jak jego przyjaciel z huncwockim błyskiem w oku
wymaszerował z łazienki w lochach.
-
Oczywiście, że tak – zaśmiał się jak chochlik – jutro Ślizgoni będą uroczy! –
poklepał przyjaciela po plecach.
- Nie mogę
się doczekać! – zaśmiał się głośno Łapa.
***
- Nie
zaprzyjaźnię się z nią znowu! – zawołał oburzony pomysłem Regullusa Snape.
- Bo? –
młodszy Black uniósł pytająco prawą brew.
- Bo nie mam
zamiaru przyjaźnić się z tą zapchloną szlamą! – warknął Snape.
Prawda była zupełnie inna – to
ona nie chce się przyjaźnić z nim, ale przecież za żadne skarby tego świata nie
przyzna się, że Lily Evans go odrzuca.
- Nie
przesadzaj Snape – warknął Black – dla Czarnego Pana mógłbyś to zrobić.
- To może Ty
się z nią zaprzyjaźnij?! – zawołał oburzony Snape.
- Ja nie
mogę – warknął Regullus – Matka by mnie wydziedziczyła jak mojego braciszka –
oczami wyobraźni zobaczył gobelin z wypaloną papierosem dziurą z podpisem „Syriusz Black”.
O nie!
Regullus lubił opływać w
luksusach rodu Blacków i za żadne skarby nie naraziłby swojego dobrego imienia
prowadzając się ze szlamowatą Evansówną.
- Zrobisz to
dla Czarnego Pana! – warknął władczo Regullus poprawiając grzywkę, wytwornie
opadającą mu na czoło – czy tego chcesz czy nie!
- Niech Cię cholera Black! – pomyślał
wściekły Snape i trzaskając drzwiami zniknął w swoim dormitorium.
***
Stanęła przed drzwiami
dormitorium Huncwotów.
Pierwszy raz w życiu przyszła tu
z własnej woli!
I to po to żeby poszukać Jamesa
Pottera.
„Panowie Lunatyk,
Glizdogon, Łapa i Rogacz
informują, że po
przekroczeniu progu ich świątyni
bałaganu i nierządu,
można umrzeć od niepohamowanego śmiechu,
lub
zakochać się w urodzie
mieszkańców”
Napis widniejący na drzwiach
dormitorium Huncwotów wcale nie dodał jej odwagi – wręcz przeciwnie miała
ochotę uciec stąd gdzie pieprz rośnie, zwłaszcza po przeczytaniu zdania „zakochać się w urodzie mieszkańców” jej
chęci na nauczenie się zaklęcia zmieniającego głos były bliskie zeru.
Wzięła głęboki oddech i zapukała
do drzwi.
- Proszę! –
usłyszała głos Remusa.
Niepewnie weszła do dormitorium
od razu potykając się o kufer Syriusza stojący w samym przejściu, upadając na
kolana wypuściła ciężkie tomisko od transmutacji z rąk, które poleciało prosto
w Glizdogona uderzając go kantem twardej okładki w czoło.
- Cholera
jasna! – zaklęła dziewczyna na co odpowiedziało jej jęknięcie znokautowanego
Petera – Cholera jasna! – powtórzyła patrząc jak chłopakowi rośnie na samym
środku czoła guz – przepraszam Peter! – zawołała gramoląc się z podłogi.
- Nie
przejmuj się Lily – jęknął chłopak trzymając się za czoło – to Łapy kufer tutaj
zawinił, a Remus zaraz poradzi coś na tego guza – spojrzał błagalnie na
zanoszącego się śmiechem Remusa.
- Poradzi,
poradzi – potwierdził próbując opanować napad śmiechu wywołany scenką – Lily,
potrzebujesz czegoś? – zapytał patrząc na zakłopotaną dziewczyną.
- Tak,
Jamesa – opowiedziała bez chwili namysłu.
-
Potrzebujesz Jamesa? – Remus uniósł pytająco brwi.
Zarumieniła się.
- Nieważne –
powiedziała i zabierając swoją książkę szybko uciekła z dormitorium Huncwotów.
***
Jak mógł się tak zmienić?
Jak mógł dopuścić do tego, że
jego jedyna prawdziwa przyjaciółka, będąca zarazem jedyną kobietą, którą
szczerze kochał odwróciła się od niego?
Więcej!
Jak mógł wstąpić w szeregi
Czarnego Pana chcącego zabić każdego czarodzieja jej pokroju?
Odpowiedź była prosta i
oczywista.
James Potter!
Nienawidził tego Gryfona całym
sercem – za to jak za każdym razem poniżał go razem ze swoim kumplem Syriuszem
Blackiem, za to, że był popularny, za to, że był lubiany, za to, że on –
Severus Snape samozwańczy „Książę Półkrwi” musiał siedzieć godzinami nad
książkami żeby mieć dobre stopnie, a on James Potter nie poświęcił temu ani
minuty – książki Jamesa Pottera nawet na koniec roku błyszczały nowością i pachniały
księgarnią – przynajmniej na takie wyglądały, i wreszcie…
…za to, że Lily Evans wyraźnie
zaczęła zwracać uwagę na tego zadufanego w sobie Gryfona! Wściekły rzucił się z impetem na swoje
łóżko.
***
- Albusie
rozmawiałem z rodziną Wesleyów, Longbottomów, Meadows i z moimi rodzicami –
wszyscy zapiszą się do Zakonu – powiedziała twarz Ignotusa Pottera wystająca z
kominka w okrągłym gabinecie dyrektora Hogwartu.
- Artur i
Molly Wesley chcą zapisać się do Zakonu, pomimo dziecka w drodze? – zapytał zaskoczony
Dumbledore chodząc wzdłuż kominka – doskonale… - mruknął gładząc się po swojej
długiej, siwiejącej brodzie.
- Ignotusie,
upewnij się, że się nie wycofają ze swoich deklaracji – poprosił spokojnie
Dumbledore kucając naprzeciwko twarzy pana Pottera – poinformuj mnie, wtedy
przekażę im gdzie znajduje się siedziba Zakonu i zorganizujemy zebranie.
- Dobrze –
zgodził się Ignotus – Dumbledore?
- Tak,
przyjacielu?
- Uważaj na
mojego syna i Syriusza, Dorea będzie spokojniejsza jak jej powiem, że masz ich
na oku – westchnął Ignotus i zniknął w zielonych płomieniach proszku Fiuu.
- Wiesz, że
walka nie ma sensu Dumbledore? – powiedział obraz Fineasa Nigellusa –
Przegracie z Sam-Wiesz-Kim.
- Przegrywa
tylko ten, kto nie podejmuje walki – powiedział spokojnie Dumbledore – i nie
zapominaj Fineasie o swoich zobowiązaniach wobec obecnego Dyrektora Hogwartu –
dodał przypominając o zachowaniu poufności informacji zasłyszanych w okrągłym
gabinecie.
***
- Rogaczu,
skromny kawał ale zawsze jest! – podskakiwał koło niego rozochocony Syriusz
klaszcząc w dłonie.
- Skromny,
bo się starzejemy przyjacielu – zaśmiał się James – Czekoladowe Żaby – Rogacz podał hasło Grubej Damie – Ty pierwszy –
przepuścił przyjaciela jak tylko obraz leniwie się odsunął, odsłaniając wejście
do Pokoju Wspólnego Gryfonów.
- Nie no, Ty
pierwszy – przepuścił go Syriusz.
- Nie
przyjacielu, nalegam – naciskał James.
- O nie!
Proszę idź Rogasiu – zawtórował mu Łapa.
- Nie
Łapciu, jednak Ty!
- James…
- Długo mam
tak wisieć bez sensu?! – zawołała oburzona Gruba Dama słysząc jak chłopaki
nawzajem się przepuszczają – za chwilę będziecie spać pod obrazem! – warknęła
rozeźlona.
- Gruba
Damo, Violett z trzeciego piętra o Ciebie pytała – powiedział Syriusz próbując
udobruchać zirytowany obraz.
- Ty mnie
tutaj Black nie zagaduj i właźcie, bo chcę iść spać!
James zaśmiał się głośno i jako
pierwszy przekroczył próg Pokoju Wspólnego.
Zobaczył burzę rudych włosów
pędzącą ku niemu i ostatecznie odbijającą się od jego torsu – w ostatniej
chwili złapał ją w ramiona chroniąc tym samym przed upadkiem.
- Śpieszysz
się gdzieś Evans? – zapytał z huncwockim uśmieszkiem mocno trzymając ją w
ramionach.
Syriusz widząc całą sytuację
taktownie się ulotnił znikając za drzwiami prowadzącymi do dormitorium
chłopców.
- Na brodę
Merlina! James! – zawołała dziewczyna patrząc na niego zaskoczona – szukałam
Cię – dodała mocno się rumieniąc.
- Tak? A co
tam chciałaś Piękna? – zapytał nie wypuszczając jej z objęć.
- Potrzebuję
pomocy z zaklęciem zmieniającym dźwięk głosu – powiedziała nieśmiało patrząc mu
w oczy kompletnie odurzona jego zapachem.
Jeszcze bardziej się
zaczerwieniła.
- Mógłbyś
mnie już puścić? – zapytała z trudem łapiąc oddech jak zauważyła, że ich twarze
dzielą centymetry.
Niechętnie, odurzony delikatnym
truskawkowym zapachem jej perfum wypuścił ją z objęć i spojrzał na nią próbując
ukryć zakłopotanie.
- Chodź –
pociągnął ją za dłoń i wyprowadził z Pokoju Wspólnego.
Poszli do klasy, w której zwykli
ćwiczyć wszystkie zaklęcia, z którymi Lily miała problem.
Dziewczyna swoim zwyczajem
usiadła na ławce i patrzyła na Jamesa, który zawsze wychodził ze skóry, żeby
pomóc jej jak najlepiej zaliczyć ten rok Transmutacji.
- Dlaczego
masz symetryczne siniaki na kolanach? – zapytał James patrząc na gołe nogi
dziewczyny, mającej na sobie luźne spodenki tuż przed kolano.
- Bo poszłam
do waszego dormitorium i potknęłam się o kufer Syriusza – odpowiedziała
zabawnie marszcząc przy tym nos.
- A.. no
tak! Łapa i jego kufer, poemat można by o tym napisać – zażartował James
podchodząc do niej i wyjmując różdżkę – poczujesz chłód – szepnął przykładając
różdżkę do jej prawego kolana.
Z różdżki leniwie wypłynął blady
promyczek, poczuła przyjemny chłód w kolanie i po chwili siniak z prawej nogi
zniknął.
Powtórzył czynność na lewym
kolanie, ponownie patrząc jej głęboko w oczy.
Przygryzła dolną wargę patrząc
na niego wyczekująco mocno się przy tym rumieniąc.
Spojrzał na jej zagryzioną wargę
i oblizał usta nieznacznie przysuwając się do niej.
Stał bardzo blisko niej – na
tyle blisko, że czuł jak jej ciało drży – z zimna, czy z jego bliskości?
Przysunął się bliżej i położył dłonie na ławce po obu stronach dziewczyny –
teraz czuła na twarzy jego gorący oddech, pod wpływem którego uwolniła wargę
spod zaciskających ją zębów lekko rozchylając usta i mrużąc oczy, w oczekiwaniu
na to co chłopak zrobi.
Stykali się nosami, a jej serce
mało nie wyskoczyło z klatki piersiowej trzepocząc w zawrotnym tempie.
Usta dzieliły milimetry…
…westchnął głęboko.
- A więc
zaklęcie zmieniające dźwięk głosu – wyszeptał jej w usta z każdym słowem
delikatnie muskając szczytem warg jej, jednocześnie delikatnie i czule uderzając
swoim nosem, o nos dziewczyny – formuła to mutare
vocem – powiedział zbierając całą swoją siłę woli i odsuwając się od niej
gwałtownie, przez co zostawił ją w nie małym osłupieniu, z milionem myśli
goniących przez jej głowę.
Spojrzała na niego przerażona
tym co właśnie się stało.
No właśnie…
- A co
tak właściwie się stało? – zadała sobie pytanie w myślach nie rozumiejąc
jego zachowania i swoich uczuć do tego czarnowłosego, obrzydliwie przystojnego
Gryfona.
Jak zawsze świetnie ;) Wystraszyłaś mnie, już myślałam, że pokłócisz Jamesa i Lily. Ale czuję, że pokłócisz. Albo z powodu Ślizgonów, albo z powodu opiekuńczości Rogacza, co do Rudej, kiedy na horyzoncie pojawi się Severus. No nic :) Zobaczymy.
OdpowiedzUsuńCiekawe, co będzie z Severusem... Eh, koniec mógłby być trochę inny, ale nie ma co narzekać, mogło być gorzej ;D Mam nadzieję, że niedługo dojdzie do pocałunku i się zejdą łaskawie ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Izis
PS. dobrze, że nie kazałaś za długo czekać na notkę ;D