poniedziałek, 25 listopada 2013

VII

Witam po długiej przerwie!
Przyszedł czas.. przyszło natchnienie... i oto jest nowa notka.
Enjoy.! :)


***
                Remus Lupin.
                Szarooki, siedemnastoletni blondyn.
                Dość wysoki.
                Członek słynnej hogwarckiej grupy urwisów i rozrabiaków – Huncwotów.
                Pseudonim operacyjny?
                Lunatyk – jedno słowo, a wyraża praktycznie wszystko to, co powinno być wyrażone.
                To od niego wszystko się zaczęło.
                To przez niego jego najlepsi przyjaciele byli niezarejestrowanymi animagami.
                To przez niego narażają się na karę więzienia w Azkabanie.
                Dlaczego?
                Jak był małym chłopcem pojechał na wycieczkę z ojcem do lasu, gdzie stało się najgorsze co mogło się wydarzyć – wtedy tak uważał on i jego rodzice.
                Potem?
                Poszedł do szkoły, w której pomimo swoich usilnych prób odizolowania się od reszty otoczenia znalazł przyjaciół.
                Najlepszych.
                Jedynych jakich miał.
                Już samo to, że poznał chłopaków, i że pomiędzy nimi nawiązała się tak silna więź było czymś co wprost nie mieściło się w jego blond głowie. Był wdzięczny za to losowi.
                Za akceptację, zrozumienie i pomoc za wszelką cenę. Jego współlokatorzy pokazali mu, że jest wart więcej niż comiesięczne cierpienie.
                A przede wszystkim pokazali mu, że nie jest w tym cierpieniu sam.
                Hogwart jest cudownym miejscem! – to oczywiste.
                Kolejnym cudem jaki się wydarzył dzięki jego obecności w szkole - do której przecież tak bardzo nie chciał iść bojąc się swojej inności – była miłość jaką obdarzył i jaką został obdarzony przez śliczną, drobną blondyneczkę – Sandrę.
                Kochał ją całym swoim zmutowanym sercem.
                Ona kochała jego.
                Jak ma jej powiedzieć, że raz w miesiącu, kiedy Księżyc przybiera swą pełną, romantyczną postać on staje się nieokiełznanym potworem?

***

                Wrzesień zaczął się leniwie.
                Zapach powietrza się zmieniał.
                Świat powoli spowijała jesień.
                Piękna jesień! Ponieważ pogoda tego roku była naprawdę wyjątkowo piękna.
                Nadszedł kolejny ciepły weekend – pierwszy po intensywnym pierwszym tygodniu w szkole.  Tą piękną, słoneczną sobotę większość uczniów postanowiła spędzić wygrzewając się we wrześniowym Słońcu na błoniach szkoły.
                Remus wraz z Sandrą wybrali się na spacer wzdłuż skraju Zakazanego Lasu, Peter i Syriusz grali w Eksplodującego durnia wraz z grupką Puchonów z siódmego roku na Dziedzińcu Transmutacji, a Lily i James spędzali dzień pod ich ulubionym dębem przy jeziorze – miejscu całkowicie oddalonym od wścibskich spojrzeń reszty uczniów.
- Nareszcie wolne – zamruczał zadowolony James wygodnie wyciągając się na bordowym kocu, który zwędził z Pokoju Wspólnego Gryfonów – wprost nie mogłem się doczekać takiego nieprzyzwoitego relaksu.
- Ja wciąż nie mogę uwierzyć, że przeżyłam ten pierwszy tydzień ostatniego roku w szkole – powiedziała Lily, która leżąc na brzuchu rozwiązywała mugolskie krzyżówki, zwykłym mugolskim długopisem.
- Damy radę i cały rok Mała – powiedział rezolutnie i położył się na boku podpierając głowę na dłoni, żeby lepiej widzieć dziewczynę, która właśnie marszczyła uroczo czoło zastanawiając się nad hasłem – byle razem – dodał patrząc na nią uważnie.
                Zesztywniała – nie poruszali tego tematu od kilku dni.
                To dobry moment?
- Nie bój się mnie Lily – powiedział z troską w głosie widząc jej reakcję na to co powiedział – obiecałem, że poczekam i dotrzymam słowa – uspokoił ją.
                Odłożyła krzyżówki i również ułożyła się na boku pod głowę podkładając sobie zgiętą w łokciu rękę. Chłopak ułożył się tak samo i teraz leżeli naprzeciwko siebie stykając się zgiętymi kolanami i patrząc sobie w oczy.
                Orzechowe – zaniepokojone.
                Zielone – smutne.
- Hej.. – powiedział delikatnie gładząc ja po policzku wierzchem dłoni – co jest? – wyszeptał.
- Wiesz dlaczego rozstałam się z Masonem? – zapytała kulawo – nawet Sandrze tego nie mówiłam… - westchnęła, a jej głos był wprost przesycony goryczą.
- Nie wiem, ale jak nie chcesz to nie musisz mówić – powiedział wbrew sobie, ponieważ bardzo chciał wiedzieć, co ten chłopak zrobił jego ukochanej Lily.
- Jak masz na mnie czekać to musisz to wiedzieć – powiedziała nie odrywając wzroku od jego oczu – ale musisz mi obiecać, że nikomu o tym nie powiesz – dodała cicho.
- Przysięgam – poprawił się na kocu.
                Godzinami mógłby tak na nią patrzeć!
- Kochałam go, chyba.. – zmarszczyła czoło – a może nie? Byłam z nim więc mi zależało, ale to nie była miłość. – James słuchał w napięciu jej opowieści - Jak wiesz ja miałam piętnaście lat, on siedemnaście – westchnęła – on chciał się ze mną… kochać  – zarumieniła się nieznacznie – ja nie chciałam, nie byłam gotowa. Nakryłam ich… jak się migdalili w klasie – jej głos zadrżał – potem podczas kłótni, powiedział mi, że nie jestem dla niego dość dobra, że nie rozumiem jego potrzeb seksualnych, i że było kwestią czasu, aż on sobie znajdzie kogoś kto to rozumie – zakończyła patrząc pustym wzrokiem na Jamesa – powiedział, że znalazł ładniejszą, i mądrzejszą ode mnie, że ona przynajmniej w całej swojej głupocie wie jak go przy sobie zatrzymać  – zamknęła oczy, westchnęła i po chwili je otworzyła – do tej pory czasem czuję się maleńka, brzydka i nic nie warta.
- Wiesz, że tak nie jest – powiedział spokojnie James – Lily… nawet nie wiesz ile bym dał żebyś była moja – z zakłopotaniem i powagą spojrzał na nią – kocham Cię jak szaleniec i może tego nie zauważasz, ale naprawdę jesteś piękna – powiedział poważnie – jesteś śliczna, a on? On po prostu poznał smak seksu i potrzebował zaspokajać swoje potrzeby i przedkładał to ponad wszystko inne.
- James… - powiedziała drżącym głosem.
                Absolutnie nie spodziewała się takiego wyznania!
- To jest szczera prawda Lily – powiedział spokojnie – ja wiem, że jeszcze musi upłynąć dużo czasu zanim poczujesz do mnie to co ja czuję do Ciebie, ale poczekam, teraz kiedy mi zaufałaś, kiedy leżysz obok mnie i mnie nie bijesz za moją obecność nie pozwolę Ci odejść i nie pozwolę sobie na to by Cię stracić. Poczekam tak długo jak będziesz tego potrzebowała. – zapewnił ją.
                Spojrzała na niego zaskoczona i po chwili…
                               …przytuliła się do niego wtulając nos w jego szyję.
                Zaskoczony objął ją i przytulił do siebie.
                I tak leżeli.
                We wrześniu, na ciepłej trawie błoni Hogwartu.

***

- Rety Glizdek Ty zawsze musisz rabanu narobić! – marudził szeptem Syriusz jak Glizdogon zamiast stanąć na dnie wiaderka w schowku wpadł butem do środka i narobił hałasu na pół opustoszałego korytarza.
- Przepraszam.. ciemno jest – powiedział szamocząc się z wiaderkiem – mogliśmy wziąć Mapę Łapo, a nie teraz się bać nakrycia przez Filcha – jęknął
- Mapa nam nie będzie potrzebna, bo nas nie nakryje – powiedział próbując nad sobą zapanować Syriusz – chyba, że się nie zamkniesz!  Cicho… - uciszył przyjaciela słysząc kroki sapiącego woźnego na korytarzu.  – nigdy więcej nie robię z Tobą kawałów – warknął do przyjaciela jak kroki ucichły – Na brodę starego Merlina.. nigdy! Idziemy – burknął i otworzył drzwi od schowka na miotły od razu wpadając w szpony woźnego.
- Ach! Tu was mam gówniarze – wycharczał trzymając Syriusza za kołnierz koszuli na karku – to wy robaczki obrzuciliście cały korytarz łajnobombami?
                Peter pisnął z przerażenia i wyszedł ze schowka na miotły z nogą w metalowym wiadrze.
- My?! – Syriusz wyszarpnął się z uścisku – ja nawet nie wiem co to jest łajnobmoba – zapewnił gorliwie Black – a Ty Peter?
- Ja też nie wiem – powiedział Peter z przerażeniem stwierdzając, że nie umył dłoni po obrzuceniu korytarza, o który dopytywał woźny, i trochę zbyt gwałtownie schował dłonie za plecy.
- Pokaż, pokaż – szarpnął jego ręce woźny – a jednak – powiedział z mściwą satysfakcją.
                Syriusz ostentacyjnie klepnął się w czoło dając tym samym wyraz swojej bezsilności.
- Do profesor McGonagall zapraszam – powiedział woźny z mściwym uśmieszkiem błąkającym się na ustach.

***

                Przyglądał się temu z daleka.
                Z bezpiecznej odległości – tak, aby dwójka Gryfonów nie zwróciła na niego uwagi.
                Chociaż.. pewnie i tak by tego nie zrobili – całkowicie pochłonięci rozmową ze sobą.
                Jak to się stało, że jeszcze do nie dawna to on był na jego miejscu?
                To z nim rozmawiała… .
                To on był dla niej ważny.
                A teraz?
                Teraz ich drogi się rozeszły. On ma swoich „przyjaciół” śmierciożerców, a ona? Ma JEGO.
                Największego bufona i wroga swojego dawnego przyjaciela.
                Kiedyś to on miał Lily Evans, teraz to James Potter ją ma. I to jest powód, dla którego warto ich nienawidzić! To jest powód, dla którego warto pokrzyżować ich wspaniałą sielankę.
                Zaraz! Co to?
                Przytuliła się do niego… .
                Nie. ON jej nigdy nie miał.
                Do niego nigdy się TAK nie przytuliła.
                Pod powiekami poczuł piekące łzy.
- Zapłacisz mi za wszystko Potter – pomyślał zaciskając ręce w pięści.

***

- Lil.. – mruknął nie wypuszczając jej z objęć – idziemy na obiad? – zapytał cicho muskając nosem jej włosy.
                Wdychał jej odurzający zapach.
- Lil.. – mruknął ponownie delikatnie nią potrząsając.
                Usłyszał miarowy oddech dziewczyny.
                Zasnęła!
                Zapadła w drzemkę.
                W jego ramionach poczuła się na tyle bezpiecznie, że zasnęła.
                Jego serce urosło.. mało nie pękło z radości.
                Ułoży się.
                Musi.

***

- Myślałam, że mam dorosłych uczniów! – grzmiała profesorka w swoim kwadratowym gabinecie – Black, Pettigrew! Szlaban! – warknęła McGonagall.
- Ale pani profesor… - zaczął nieopacznie Peter, ale natychmiast przerwał jak tylko Syriusz nadepnął mu mocno na stopę.
- Zamknij się głąbie – mruknął kącikiem ust do pyzatego, przerażonego chłopca.
- Masz coś do powiedzenia Black?! – warknęła patrząc groźnie na Syriusza.
- Nie pani profesor – odpowiedział nonszalancko Syriusz.
-Minus 20 punktów dla Gryffindoru, za każdego z was – zagrzmiała.
- Ale pani profesor… - ponownie zaprotestował Peter – Auuu… - zawył jak Syriusz tym razem zmiażdżył mu stopę patrząc niewinnie na McGonagall.
- Wynoście się stąd! – warknęła profesorka – a szlaban wyznaczy pan Filch.
                Woźny spojrzał na nich z dziką satysfakcją, po czym wyprowadził ich z gabinetu McGonagall.

***

- Kochanie, nie uważasz, że to dziwne, że w Londynie za dnia jest taka ogromna mgła a tutaj na przedmieściach czyściutko? – zapytała Veronique Evans wyglądając zaintrygowana przez okno.
- Klimat się zmienia skarbie – zbagatelizował Thomas Evans czytając gazetę w fotelu przed telewizorem – ciekawe jak sobie radzi Lilunia w szkole – mruknął w zadumie przekręcając kartkę gazety.
- Na pewno świetnie – powiedziała z dumą Veronique – to taka dzielna dziewczynka… - rozmarzyła się.
- Nie pisała nic – mruknął z niezadowoleniem Thomas.
- Kochanie, ja wiem, że Twoja ukochana, maleńka Lily od tygodnia jest poza domem i nie dała znaku życia – podśmiewywała się z niego kobieta – ale jak ją znam to ma się dobrze i kłóci się z niejakim Potterem.
                Mężczyzna parsknął śmiechem.

- Po mamusi to ma – puścił oczko żonie, uchylając się przed kapciem lecącym w jego stronę – kocham Cię złośnico – wyćwierkał spod gazety, którą przykrył się w geście obronnym.

1 komentarz:

  1. No, Manga, wykonałaś kawał, dobrej roboty. ; ) Nie zdołam policzyć, od jak dawna byłam odcięta od świata Lily i Jamesa. Wszystko, co czytałam u siebie na blogu, wydawało mi się obce. Cała historia wydawała mi się obca. I nagle piszesz mi, że dodałaś notkę. Wchodzę i mimowolnie, uśmiecham się podczas czytania. Przypomniałaś mi moje, drugie życie, które poszło teraz w odstawkę, odkąd zajęłam się... innymi sprawami ;) Chwała Ci za to. Cudowne uczucie, przeczytać i przywołać wspomnienia. Cudowne ;) Jeśli chodzi o stronę techniczną, to wyłapałam braki paru przecinków, i jakieś mało logiczne zdanie. Ale to nieważne. Styl się liczy, kochana, całość i historia ;) Weny życzę moja Droga ;p Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń